Sednem pomagania staje się walka o godność człowieka, któremu chcemy pomóc. To walka z tym, co on nosi w sobie, i z otoczeniem, które co chwila mówi mu, że powinien siedzieć tam, gdzie został wepchnięty.
W przeddzień II Światowego Dnia Ubogich krakowskie Dzieło Pomocy św. Ojca Pio zorganizowało konferencję naukową “Stygmaty współczesności”. Po przedpołudniowej dawce ważnej teorii (skąd się biorą uprzedzenia? jak dochodzi do tego, że człowiek w świadomości społecznej jest napiętnowany i jakie to ma dla niego skutki?) głos dostali praktycy: pracujący z bezdomnymi, uchodźcami, kobietami trudniącymi się prostytucją i osobami pozbawionymi wolności (lub takimi, które więzienia opuściły).
Wszystkie grupy należą do tych, których najchętniej byśmy nie widzieli, po których spodziewamy się raczej tego, co najgorsze, koło których nie chcielibyśmy mieszkać, a tym bardziej ich zatrudnić, nawet jeśli próbują odbudować swoje życie. Co więcej: nie mamy ochoty zdjąć z nich napiętnowania nawet wtedy, gdy ich życie się zmieniło. Czy o człowieku wychowanym w niewierzącej rodzinie, który ochrzcił się w wieku dorosłym, mówimy przez lata: o, to były ateista? Byłoby to śmieszne. Ale o ludziach, którym się udało, ciągle słyszymy: były bezdomny, były więzień /kryminalista... Nawet nie zauważamy, że tym samym ciągle ich stygmatyzujemy.
Wśród wielu wątków kilka wydaje mi się szczególnie ważnych. Warto wiedzieć, jak dochodzi do wykluczenia osób naznaczonych innością, bo to po naszej – społecznej – stronie zaczyna się problem. Naznaczenie może być związane z wieloma czynnikami, ale podsumowuje je słowo “inność” i “obcość”. Ktoś, kto jest w naszym otoczeniu jest inny. Obcy. Pojawiają się uprzedzenia na jego temat. Wolimy go unikać: fizycznie, lub tylko w sferze relacji.
Przez jakiś czas człowiek, o którym mowa, zwykle walczy. Później zaczyna się zgadzać na rolę, którą mu przypisaliśmy. Zrasta się z nią. Patrzy na siebie naszymi oczami. Uważa, że jest nikim. To zresztą dość racjonalne: daje namiastkę przewidywalności. Wystarczy tylko czekać na niepowodzenie...
Taka postawa to najważniejsza rzecz krok do przełamania, by człowiek, któremu chcemy pomóc, zechciał o siebie zawalczyć. Do tego potrzebuje naszego szacunku, który krok po kroku ma szansę nauczyć go, że jest coś wart, że coś może wybrać, że coś może mu się udać, że warto dla siebie podjąć wysiłek...
Sednem pomagania staje się walka o godność człowieka, któremu chcemy pomóc. To walka z tym, co on sam nosi w sobie, co mu przez lata wdrukowano, ale także z otoczeniem, które co chwila swoim zachowaniem mówi mu, że powinien siedzieć tam, gdzie został wepchnięty, i “normalnym” ludziom nie pokazywać się na oczy. Na przykład, na ulicy. Albo w sklepie spożywczym...
Drogą do tego jest szacunek, wysłuchanie i pomoc, która zostawia przestrzeń na decyzję tego, któremu się pomaga. Bardzo często nawet wielki wysiłek pomocy jest nieskuteczny, bo pomagający uważa, że wie lepiej, co należy zrobić i działa dyrektywnie. Zapominając przy tym, że wolność decydowania o sobie jest podstawowym elementem człowieczeństwa. Nawet jeśli decyzja wydaje się nam nieoptymalna, jeśli nie prowadzi w przepaść, to przecież nie nasze życie...
W wielu wypowiedziach papieża Franciszka powraca to jedno: zobacz człowieka. Podaj mu rękę. Spójrz w oczy. Porozmawiaj. Przełam obcość, która jest między nami, okaż że widzisz w nim człowieka. To właśnie ten pierwszy krok. To kropla, która drąży kamień.
Bardzo cieszy, że tych kropel w naszej codzienności jest coraz więcej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.