– W 2003 roku dostałem strzał prosto w serce. Z nieba. Łzy nagle stanęły mi w oczach i zacząłem uwielbiać Pana Boga – wspomina Roman Bator.
Na V Warsztaty Gospel w Krakowie trafił wtedy dlatego, że umówił się z kilkoma osobami. Pierwszego dnia, po całym tygodniu pracy, czuł zmęczenie i śpiewanie w ogóle go nie cieszyło. Od kilku lat był wierzący, ale miał wrażenie, że na warsztatach nie jest właściwą osobą na właściwym miejscu, zwłaszcza że przez 6 lat śpiewał w chórze klasycznym i gospelowa stylistyka w żaden sposób do niego nie trafiała. Postanowił więc, że drugiego dnia nie pójdzie. Bóg miał jednak inny plan i posłużył się przyjacielem Romka. – Namówił mnie, żebym w niedzielę poszedł razem z nim. Gdy Colin Vassell uczył nas utworu „Lord, You Are My Everything”, dostałem strzał prosto w serce. Łzy nagle stanęły mi w oczach i zacząłem uwielbiać Pana Boga – opowiada. – Bogu niech będą dzięki za ten cudowny przejaw Jego miłości. Dziękuję też wszystkim osobom, które spowodowały, że trafiłem na warsztaty. Gdyby się to nie stało, pewnie byłbym dzisiaj w innym miejscu... Obawiam się, że w gorszym – dodaje R. Bator. Z muzyką gospel związał się na długie lata.
Śpiewaj i uwielbiaj
W przeddzień jubileuszowych, 20. Warsztatów Gospel w Krakowie podziękowania za to, że taki rodzaj uwielbienia Bogu przywędrował do stolicy Małopolski, należą się przede wszystkim czterem osobom, które kiedyś porwały się z motyką na słońce. Najpierw, w 1992 r., pod Wawelem zjawiła się Lea Kjeldsen, czyli pełna energii Dunka, muzyk z wykształcenia. Po przemianach politycznych różne instytucje chciały pomóc Europie Środkowej, a ona należała do duńskiej chrześcijańskiej organizacji studenckiej, która organizowała spotkania modlitewne i biblijne oraz wakacyjne obozy. Lea przez kilka lat prowadziła takie obozy w Czechach. Później przyjechała do Polski na 6-letni kontrakt i zaczęła podróżować po całym kraju, by opowiadać młodzieży o Bogu. W końcu, w 1998 r., przyjechał do niej Duńczyk z organizacji, która finansowała projekt. Po oficjalnej rozmowie opowiedział swoją historię: kiedyś pracował w firmie zajmującej się nieruchomościami, ale pewnego dnia znajomy powiedział mu, żeby zaczął śpiewać gospel, i zaprosił go do chóru prowadzonego przez Petera Steinviga. – Tam poznał Boga, a ja wiedziałam już, że to jest to, co chciałabym robić w Polsce, jeśli tylko znajdę ludzi chętnych do śpiewania. I zaczęły się problemy, bo prawie nikt nie rozumiał, o co chodzi – śmieje się Lea.
Na szczęście znała już wtedy Darka Bigosza, który również chciał docierać z Ewangelią do młodzieży i szukał na to ciekawego sposobu. – Myśl, aby robić to poprzez muzykę gospel, podobała mi się, ale moja wyobraźnia była jeszcze zbyt mała, żeby zobaczyć, że to jest realne – wspomina D. Bigosz. Czas pracował na korzyść pomysłu – niebawem Lea i Darek zapukali do drzwi Oli Slawik, która o gospel już kiedyś słyszała.
– Niestety, gdy od niej wyszliśmy, prawie się rozpłakałam, bo myślałam, że nic z tego nie będzie. Ola, będąc po akademii muzycznej, miała wątpliwości, czy w dwa dni uda się zrobić z uczestników warsztatów, które chciałam zorganizować, profesjonalny chór – mówi Lea. – Pracując w Staromiejskim Centrum Kultury na Kazimierzu, musiałam przekonać wiele osób, że to jest możliwe. Intuicja podpowiadała jednak, że warto zaryzykować, bo najważniejsza jest treść, którą chcemy przekazać ludziom – tłumaczy O. Slawik, która wcześniej przeżyła mocne nawrócenie. – Na serio potraktowałam słowa Boga, że między Nim a ludźmi jest tylko jeden pośrednik – Chrystus, i że każdy, kto w Niego uwierzy i przyjmie Go jako Pana i Zbawiciela, będzie miał życie wieczne. Oddałam więc Jezusowi całe życie, a gospel pomógł mi w wyrażaniu wiary i miłości do Chrystusa. Słowem Boga chciałam też dzielić się z innymi, by wspólnie uwielbiać – wyznaje.
Po 20 latach jej pasja do gospel jest jeszcze mocniejsza. – Po prostu wierzę, że Krew Jezusa jest wciąż żywa – działa i uzdrawia, a my, wypowiadając Boże słowo, ogłaszamy Jego królestwo. To naprawdę przemienia życie – zapewnia Ola. Po sukcesie pierwszych warsztatów gospel i powstaniu pierwszego chóru (Kraków Gospel Choir) włączyła się w jego działanie. Później założyła chór Joyful Voice, a będąc przez pewien czas na Tajwanie, gdzie mieszka zaledwie 2–3 proc. chrześcijan, stworzyła Taiwan Gospel Choir.
Najważniejsze jest spotkanie
W organizację pierwszych warsztatów w 1999 r., oprócz Lei, Darka i Oli, włączyła się też Kasia Mańko, która również pracowała w Staromiejskim Centrum Kultury. Ku zaskoczeniu całej czwórki, zgłosiło się 50 osób, które – co ważne – potrafiły śpiewać. – A ja dalej nie wierzyłem, że to może się udać. Co więcej, Peter Steinvig, którego poprosiliśmy o poprowadzenie warsztatów, też nie dowierzał, że Polacy mogą śpiewać gospel – opowiada D. Bigosz. Na szczęście 20-letnia wówczas Ruth Lynch (obecnie Waldron), która współprowadziła warsztaty, miała w sobie nieco więcej wiary...
– Początki były trudne, bo pierwszej piosenki uczyli uczestników aż dwie godziny. W końcu coś zaiskrzyło i, słuchając tego niezwykłego chóru, miałem ciarki na plecach. Zrozumiałem, że trafiliśmy na diament – wspomina Darek.
Zainteresowanie koncertem finałowym również przeszło najśmielsze oczekiwania. Przygotowanych było 300 biletów, a przed kościołem św. Katarzyny stał prawdziwy tłum i wszyscy chcieli wejść do środka. Wśród szczęśliwców była m.in. pani pracująca w konsulacie USA, która tak zachwyciła się muzyką, że wspaniały wieczór zrelacjonowała swojemu szefowi. – A on poprosił nas później, byśmy za miesiąc wystąpili w takim samym składzie na imprezie organizowanej przez konsulat. I tam daliśmy z siebie wszystko – opowiada Darek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).