Pierwszeństwo Boga jest punktem ciężkości myśli Benedykta XVI. Tu leży prawdziwa istota negowania Papieża i źródło jego cierpienia. Nie chodzi o cofnięcie ekskomuniki lefebrystów, o prezerwatywy w Afryce czy o liturgiczny tradycjonalizm. Tak naprawdę, pod dnem tych wszystkich zwarć, chodzi o Boga.
Diabeł nie ma kolan. Taką metaforę (prawda, że śliczną?) zawiera opis portretu szatana zawarty w jednym z apoftegmatów Ojców Pustyni. Niezdolność klęczenia, zgięcia karku, okazuje się zatem istotą diaboliczności (wyczytałem to w pismach kardynała Ratzingera, a jakże). Świat, który zbudowaliśmy, cierpi na przerażający deficyt pokory. Pewien rodzaj buty i arogancji uchodzi wręcz za element prawdziwego wyzwolenia. Krytycyzm wobec Kościoła jako wyraz miłości Kościoła? Owszem, nieraz tak bywa, i również tą drogą Bóg dociera ze swoim Słowem do ludzkich serc. Ale warto przemyśleć tych kilka zdań sprzed 40 lat, zdań przyszłego Papieża: „Gdy krytyka Kościoła nabywa złośliwej goryczy, w gruncie rzeczy działa zawsze ukryta pycha, która dziś zaczyna się już stawać nagminna. (…) Ludzie prawdziwie wierzący nie przywiązują wielkiej wagi do walki o odnowę form kościelnych. (…) Kościół bowiem najbardziej jest nie tam, gdzie się organizuje, reformuje, rządzi, tylko w tych, którzy po prostu wierzą i w nim przyjmują dar wiary, stający się dla nich życiem. Tylko ten, kto doświadczył, jak – mimo zmiany swych sług i swych form – Kościół dźwiga ludzi, daje im ojczyznę i nadzieję, ojczyznę, która jest nadzieją: drogą do życia wiecznego, tylko ten, kto tego doświadczył, wie, czym jest Kościół, zarówno niegdyś, jak i obecnie”.
Jasne, że Kościół ma za co przepraszać Boga i ludzi, i Jan Paweł II około roku 2000 zrobił w tej kwestii niemało, pokornie i słusznie. Ale ostateczna prawda o grzechu i świętości Kościoła sięga prawdy mojego serca, i najtrafniej wyraża ją fragment mszalnej modlitwy o pokój: „Nie zważaj na grzechy nasze, ale na wiarę swojego Kościoła”. Ta modlitwa nieraz dziś przybiera formę przewrotną i brzmi w niejednych ustach tak: „Nie zważaj na grzechy Kościoła, ale na moją wiarę” – która to inwersja stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo dla prawdy, dla wiary, dla serca… O tym również uczy Benedykt XVI.
Nie jest sam
Chcieć cierpieć dla prawdy i miłości, nie wyć z wilkami, proponuje w „Jezusie z Nazaretu”. Jest w filmie Wieczyńskiego „Popiełuszko. Wolność jest w nas” scena, kiedy to ks. Jerzy, już zaszczuty i osaczony przez ubecję, przytula się w jakiejś ostatecznej samotności do pralki „Frania” i spazmatycznie szlocha. Genialna scena. Jeśli ktoś odważy się na tę skalę czystości i jednoznaczności sprzeciwić Złemu i złu – pozostanie najstraszliwiej samotny. Tak było z Jezusem. Myślę, że sytuacja duchowa Benedykta XVI jest – w swej istocie – analogiczna. Ale właśnie na takie okazje ma Papież swój ukochany cytat z pism średniowiecznego teologa Wilhelma z Saint-Thierry: „Kto jest z Bogiem, ten nigdy nie jest mniej samotny niż wtedy, kiedy jest sam”. I przypomina w „Spe salvi”, że współcierpiący z nami Bóg jest Pocieszycielem samotnych. Po łacinie „pocieszenie” to consolatio, czyli „bycie-razem w samotności”, która tym samym przestaje być samotnością. Bóg jest zawsze blisko, najbliżej. Tego Ci życzymy, Ojcze Święty. Bo i my, Twój Kościół, Twoja rodzina, nie jesteśmy daleko od Ciebie i Twojego krzyża. Wiedz o tym.
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.