Sporo czasu do namysłu

Drugi dzień nowego roku. Już po sylwestrowych szaleństwach. Ale jak się tak zastanowić, tak szczerze, to po co to?

Reklama

Taka chyba ludzka natura, że jak się człowiek przyzwyczai, to trwa przy tym swoim przyzwyczajeniu i nie pyta na co to i po co. Jak to: tak zawsze było – pada najczęściej odpowiedź, gdy delikwenta spytać o szczegóły. Gdyby zapytać konkretnie o świętowanie Sylwestra, pewnie wielu zareagowałoby wzruszeniem ramionami czy popukaniem się w czoło. Jak można nie wiedzieć? To pytanie o tak oczywistą oczywistość, że tłumaczenie zdaje się nie mieć sensu. No, może niektórzy, mocno zdziwieni niewiedzą pytającego i podejrzewając jakiś podstęp, zaczęliby mówić coś o końcu starego i początku nowego roku. Ale gdyby odwiedzili nas kosmici, załóżmy, że do nas pod względem postrzegania świata podobni, ale nie znający naszych zwyczajów, co byśmy im powiedzieli tłumacząc powody naszego sylwestrowego świętowania?

Kosmici owi patrząc na nasze zachowanie pomyśleliby pewnie zrazu, że ludzkość spotkało coś bardzo dobrego i dlatego tak wszyscy się cieszą. Nie zgadliby: przed Sylwestrem nie dzieje się nic takiego, co tłumaczyłoby nasze świętowanie. Nie zgadliby gdyby pomyśleli, że to na pamiątkę jakiegoś wydarzenia albo ku czci jakiegoś bóstwa. No bo właściwie co tego dnia tak hucznie świętujemy? Nie rozpoczyna się wtedy żadna nowa pora roku, na niebie nie pojawia się żadna nowa gwiazda (no, przynajmniej z tych znaczących). Co się zmienia? Tak naprawdę tylko ostatnia cyferka w zapisywanej przez nas codziennie dacie. Że tego akurat dnia, sprawa całkowicie umowna. Równie dobrze mogłaby się zmieniać w każdy inny z 365 dni w roku.

To nasze huczne świętowanie w Sylwestra to jakiś absurd, prawda? Tchnący magią i zabobonem. Nowy Rok – mówimy, pisząc to na dodatek z wielkiej litery. Tak naprawdę nie ma jednak, prócz obyczaju, żadnego racjonalnego powodu, by tego dnia świętować. Nie ma. Taka prawda.

Nie potępiam, nie oburzam się. Zwyczaj nawet sympatyczny. Niech się ludziska bawią, niech śpiewają, krzyczą, tańczą, raczą się (byle z umiarem) alkoholowymi napojami, a potem składają sobie życzenia. Jednego jednak zwyczaju zaakceptować nie potrafię: tego odpalania głośnych sztucznych ogni, a już zwłaszcza petard hukowych. Po co to? 

Że ładnie wygląda? Wystarczyłoby pooglądać jakiś jeden, profesjonalny pokaz. Hukowe zaś w ogóle nie wyglądają. Do tego to kosztuje. Tak, wiem, człowiek potrzebuje też zabawy, nie tylko użyteczności. Ktoś przy okazji na tym zarobi, to też nie bez znaczenia. Z tego zresztą powodu szydzę nieraz z argumentu, że Kościół zamiast na biednych daje na różne zdobienia: tak, dzięki nim niejeden rzemieślnik uczciwie sobie zarobił. Tylko...

Spotkałem jeszcze przez Sylwestrem sąsiadkę. Wychodziła z psem na spacer. To znaczy chciała wyjść, ale jak tylko otwarłem drzwi na klatkę schodową, piesek natychmiast próbował wrócić do domu. Myślałem, że może jej (to młoda suczka) zimno. Nie. Boi się petard – wyjaśniła sąsiadka....

Po co my to robimy naszym domowym zwierzakom? Nie jestem jakimś wielkim miłośnikiem zwierząt. Daleko mi do tych, którzy uważają, że człowiek powinien ustępować im miejsca. Ale to odpalanie petard jest zupełnie niepotrzebne, prawda? Przy tym niektóre zwierzęta mają słuch znacznie lepszy od nas. To, co dla nas jest głośne, przyprawiać je może o wręcz o fizyczny ból. Po co więc te huki?

Następny Sylwester dopiero za rok. Sporo czasu do namysłu.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8

Reklama