Edyta Stein - św. Teresa Benedykta od Krzyża - stała się symbolem przemian dokonujących się w człowieku, kulturze i religii, w których kryje się sam zarodek tragedii i nadziei kontynentu europejskiego.
Edyta Stein w moim życiu
(świadectwo)
Poznałam Edytę latem 1998 roku, czytając czasopismo katolickie. Natychmiast zaintrygowała mnie jej postać. Najpierw z powodu zbieżności dat: okazało się, że kanonizacja bł. Teresy Benedykty od Krzyża odbędzie się 11 X 1998 r., a 11 października to dzień moich urodzin! Odczytałam to jako swoisty znak dla mnie. Była osobą bardzo wykształconą, filozofem, „kobietą sukcesu”, a jednak szukała sensu życia. I to poszukiwanie doprowadziło ją do stwierdzenia, że kto szuka prawdy, ten szuka Boga. Uderzający jest jej radykalizm. Jedynym celem jej życia stało się odtąd pełne zjednoczenie z Jezusem. Decyzja przyjęcia chrztu była bardzo trudna ze względu na rodzinę, przede wszystkim na matkę. Ale Edyta nie miała wątpliwości, że ten krok jest właściwy.
Zafascynowało mnie, że ofiarowała się świadomie jako ofiara całopalna za swój naród żydowski. Mogła uniknąć śmierci, ale przeczuwała dla siebie inną drogę. Duże wrażenie wywarła na mnie scena aresztowania. Gdy esesmani przyszli po Edytę - poczerwieniała na twarzy. Wiedziała, że idzie na śmierć. Jej rozpalona twarz i strach, a jednocześnie jej świadoma ofiara to jest coś naprawdę wielkiego - ludzkiego i Bożego zarazem.
Bardzo bliskie mi jest jej rozumienie feminizmu. Jeszcze kiedy byłam młodą dziewczyną, i potem, z biegiem lat, zawsze wiedziałam, że kobieta nie jest „człowiekiem drugiej kategorii”, a w wielu dziedzinach przewyższa mężczyznę. Poznając Edytę, odkryłam, że jest osobą, która mówi o „nowym feminizmie”. Feminizm, który niesie świat, prowadzi do buntu, nowy feminizm uczy pokory. Jak można wykorzystać tę nowo odkrytą wizję feminizmu? Mogę się w pełni zrealizować jako żona, jako matka, jako właściciel małej firmy, w pełnym poczuciu swojej wartości (choć oczywiście również wad), i to nie powoduje agresji w stosunku do płci przeciwnej, ale prowadzi do pełnej jedności, do współpracy z mężczyzną, do harmonii. Efekt jest więc odwrotny: zamiast buntu - kocha się drugiego człowieka. A to wiedzie do jedności z Bogiem i pozwala się prawdziwie rozwijać. Patrząc pod kątem rodziny, można powiedzieć, że stary feminizm to rozpad rodziny, a nowy - to rodzina scalona, taka, jakiej pragnie Bóg.
Później dzięki Edycie poznałam kolejną postać: św. Teresę. Edyta kierowała mną, szłam jakby jej drogą. Prowadzi mnie wciąż do Boga i pomaga w codziennym życiu. Pewnego rodzaju pomocy doświadczyłam nawet od matki Edyty - Augusty Stein. Był czas, kiedy musiałam bardzo dużo pracować. Wówczas myśl o tej kobiecie dodawała mi otuchy. Zostawszy wdową, przejęła interes (handel drewnem) po mężu. Mimo tak trudnego wyzwania i odpowiedzialności za liczne potomstwo, dawała sobie radę. Żadne z dzieci nie zaznało niedostatku, ale też uczone były oszczędności i szacunku do dóbr materialnych, a zarazem dystansu do nich. To wartości, które ja także staram się przekazywać moim dzieciom. Mam również przeświadczenie, że w najtrudniejszym okresie życia, kiedy dotknęło moją rodzinę bezrobocie, to właśnie Edyta zaniosła Bogu moją modlitwę o pracę, wypowiedzianą w dniu jej wspomnienia, 9 sierpnia. Jest mi bardzo bliska. (E.A.B.)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).