Długa historia krótkiej modlitwy
Apel ma pół wieku
Jest 8 grudnia 1953 roku. Celę pilnie strzeżonego domu w Stoczku Warmińskim rozświetla mdłe światło. Człowiek w sutannie pochyla się nad zeszytem. To Prymas Stefan Wyszyński. „... oddałem się dziś przez ręce mej Najświętszej Matki w całkowitą niewolę Chrystusowi Panu” - zapisuje szybko w zeszycie. Obok leży karta zapisana tym samym charakterem pisma. Widać tam zdania: „... Oddaję się Tobie, Maryjo, w całkowitą niewolę, a jako Twój niewolnik poświęcam ci ciało i duszę moją, dobra wewnętrzne i zewnętrzne, nawet wartość dobrych uczynków moich”, „... pozostawiając Ci całkowite i zupełne prawo rozporządzania mną i wszystkim bez wyjątku, co do mnie należy”.
- Trudno uwierzyć w taki zbieg okoliczności. Bo dokładnie tego samego dnia w Częstochowie zaczęliśmy regularnie prosić Maryję o uwolnienie Prymasa! - dziwi się do dziś ojciec Jerzy. Na uroczystych nieszporach 8 grudnia przed pół wiekiem było wielu wiernych i dostojników kościelnych. Ojciec Tomziński wyszedł na ambonę i zaczął ich zapraszać do udziału w Apelu Jasnogórskim. Mówił, że można pomodlić się w formie apelu nawet idąc ulicą, nawet w czasie pracy. Że będzie miało wielką wartość, jeśli wszyscy Polacy w jednej chwili zwrócą się do Matki Bożej. A potem zrelacjonował tajemniczo: „Gdy powiedziano o tym Księdzu Prymasowi Wyszyńskiemu, odniósł się życzliwie do tego. Powiedział parę miesięcy temu: codziennie o godzinie 9.00 wieczorem przenoszę się myślą na Jasną Górę, modlę się i błogosławię całemu Narodowi”.
- W kościele byli też agenci UB, więc nie mogliśmy ogłosić wprost, że modlimy się za Prymasa. Ale powiedziałem dosyć. Ludzie wiedzieli - śmieje się ojciec Jerzy.
Kilka godzin później, o 21.00, w kaplicy cudownego obrazu zebrało się trzech ojców paulinów i dwie współpracowniczki Prymasa. Tych pięcioro stojąc, modliło się za uwięzionego Kardynała, za Kościół i Polskę. W następnych dniach na apele przyszło więcej osób. I przychodziło ich stopniowo coraz więcej. Śpiewali Bogurodzicę. A także pieśń ze słowami: „Maryjo Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam”. Po krótkiej modlitwie kapłan udzielał błogosławieństwa. - Pamiętaliśmy wtedy szczególnie o obietnicy Prymasa, że on też w tej chwili błogosławi wszystkim modlącym się. Myśleliśmy o nim, choć nawet nie wiedzieliśmy, gdzie go UB wywiozło - wspomina były przeor.
Zbroiliśmy! Przepraszamy! Jesteśmy!
W 1956 roku kardynał Wyszyński wreszcie odzyskał wolność. Wierni jednak nie przestali stawać do apelu. A kiedy Polak został papieżem, słowa: „Jestem, pamiętam, czuwam!” rozlały się na cały świat. Tyle, że zamiast „Królowo Polski!”, cudzoziemcy śpiewali „Królowo świata!”.
Dzisiaj apel w Częstochowie jest nieco dłuższy niż kiedyś. Nic dziwnego: w końcu wielu pielgrzymów przyjeżdża z daleka specjalnie na niego. Jest w nim nawet krótkie rozważanie prowadzone przez księży. - Ale idea pozostaje ta sama. To krótki żołnierski raport, który możesz codziennie zdać Matce Bożej - mówi ojciec Jerzy. - Wystarczy, jeśli krótko i po wojskowemu powiecie Maryi: „Zbroiliśmy! Przepraszamy! Jesteśmy przy Tobie! Amen!”. Możesz wypowiedzieć podobne zdania, nawet jeśli akurat jesteś w kinie czy na zabawie, albo w pociągu. To nie musi być od razu długie nabożeństwo. Ty po prostu masz się myślą przenieść na Jasną Górę, do Matki Bożej - dodaje.