Skąd się to bierze, że polski Karmel na dalekiej Islandii tak się dynamicznie rozwija?
Taekwondo i matematyka– Kochamy Islandię, bo Jezus nas tu wezwał – mówią siostry. Przyznają jednak, że czasem trudno im się tam żyje. Islandia to centrum niżów, a to oznacza silne wiatry i deszcze. – Tu po raz pierwszy doświadczyłam, czym jest siła wiatru. Bywało, że chciałam ruszyć z miejsca i... nie mogłam – mówi s. Agnieszka. Zimą, prawie przez całą dobę, jest ciemno. Ciepły prąd morski sprawia, że temperatura jest zbyt wysoka, by na wybrzeżu utrzymywał się śnieg, który mógłby się skrzyć w nikłych promieniach światła. – Żyje się wówczas jakby w czarno-białym filmie. Czasem traci się nadzieję, że może istnieć lepszy świat. I tak aż do wiosny – przyznaje matka Violetta. – Tu przekonałam się, że człowiek nie może żyć w ciemności i nauczyłam się dziękować Bogu za każdy słoneczny dzień – dodaje s. Agnieszka.
Szklarnia sióstr ma 5x10 m.
S. Miriam nauczyła się elektryki z książek przysłanych przez jej tatę.Samo życie mnisze też kosztuje wiele wyrzeczeń. I nie chodzi tylko o rezygnację z małżeństwa, choć niektóre z sióstr zerwały dobrze zapowiadające się relacje z mężczyznami. S. Miriam rzuciła swoją pasję – taekwondo i prawie ukończone studia matematyczne. – Co było dla mnie najtrudniejsze? Tęsknota za mamą! – przyznaje s. Aleksandra. Jednak tym, z czym rozstać się jest najtrudniej, są własne wyobrażenia. O Bogu, o zakonie, o sobie. Bóg chce nauczyć nas, byśmy zaczęli patrzeć na Niego, siebie i innych z Jego, Boskiej, perspektywy, a ta zmiana nie dokonuje się bez bólu.