Skarbiec wiary Kościoła jest ogromny. Są w nim “nova et vetera” - rzeczy nowe i stare. Te “stare” nie starzeją się nigdy. A “nowe” nie są nowe. Trzeba jedynie najdawniejszą tradycję Kościoła odczytywać na nowo.
20. Czy nie mógł?
Wpadły mi w ręce zdjęcia lipcowej powodzi z roku 1997. Odszukałem w stosie kartek wiersze, które wtedy napisałem. Wróciły pytania, nie te moje, lecz pytania ludzi nad miarę doświadczonych przez żywioł: Czy Pan Bóg nie mógł nas ocalić? To już nie jest pytanie o dobroć Boga czy o jego miłość. “Czy nie mógł?” To pytanie o Bożą moc, w konsekwencji o Bożą wszechmoc - bo tak to nazywa Katechizm. A nie są to pytania banalne. I były stawiane zawsze, bo zawsze istniał (i będzie istniał) problem cierpienia. A nie ma tu łatwych odpowiedzi. Bo przecież nie mówimy “wiem”, mówimy “wierzę”. Ale pytania stawiać i wolno, i trzeba. A pytanie brzmi: Czy Pan Bóg nie mógł nas ocalić? Może nie jest tak dobry, jak zapewniają teologowie? A może nie jest tak potężny? A może jest inna, trzecia droga postawienia problemu?
Kilka dni temu omawialiśmy w kl. V temat “stworzenie świata”. Przy tym mówi się zwykle o wszechmocy Boga. Podsunąłem dzieciom stare, podchwytliwe pytanie filozofów: Czy Pan Bóg może stworzyć taki ciężki kamień, którego nie mógłby sam podnieść? Kilku dwunastoletnich filozofów wdało się w spór, którego nie mogli rozstrzygnąć. Bo gdy odpowiedzieć: Tak, Bóg może taki kamień stworzyć, w odpowiedzi kryje się zdanie, że Bóg nie może podnieść tego kamienia. A więc nie jest wszechmocny. Gdyby zaś odpowiedzieć: Bóg nie może takiego kamienia stworzyć, od razu pada stwierdzenie, że nie może. A więc nie jest wszechmogący? A może całe rozumowanie jest błędne? Otóż tak jest w rzeczy samej - rozumowanie zawarte w postawionym pytaniu jest bardziej niż błędne. Jest wewnętrznie sprzeczne. Takie postawienie problemu jest albo pomyłką albo celowo spreparowanym zakłamaniem. To coś tak, jak z “problemem kwadratowego koła”. Nie ma takiego problemu, bo oba pojęcia: “koło” oraz “kwadrat” wzajemnie się wykluczają. Moi filozofowie z kl. V usiłowali rysować na tablicy “kwadratowe koło”, każda próba budziła jednak salwę śmiechu. Zrozumieli, że zadanie może być bezsensowne. I że nie ten, jest niemądry kto tego zadania nie może rozwiązać, lecz ten, kto je stawia…
Co jednak znaczy katechizmowa teza mówiąca, że Bóg jest wszechmogący? Pierwsza część odpowiedzi brzmi: Bóg w swych działaniach nie jest ograniczony prawami materii, czasu i przestrzeni. To znaczy nie potrzebuje tworzywa, z którego miałby coś czynić. W konsekwencji nie jest ograniczony możliwościami tego tworzywa. Inaczej niż człowiek. Wie o tym każdy, kto bierze się za gotowanie: nie z każdego mięsa da się zrobić smakowity kotlet i nie z każdej mąki wyśmienity tort. Człowiek, by czegokolwiek dokonać, potrzebuje czasu: uczeń by rozwiązać zadanie, krawiec by uszyć spodnie. A Bóg i temu ograniczeniu nie podlega. Człowiek tworzy w przestrzeni, i jest nią (i z nią) związany. Bóg jest ponad przestrzenią, albo można rzec inaczej: Bóg istnieje i działa w przestrzeni wielowymiarowej, o nieskończonej ilości wymiarów, podczas gdy “nasza” przestrzeń ogranicza się do trzech. Człowiek w swym działaniu jest skrępowany możliwościami narzędzi, jakimi się posługuje - i choć konstruuje wciąż doskonalsze, zawsze będzie to granica nieprzekraczalna. Bóg narzędzi nie potrzebuje. Człowiek tworząc potrzebuje energii - Bóg sam jest źródłem wszelkiej energii.
Zauważyć wypada, że w tym “opisie” wiele razy powtórzyło się słowo nie. To jedna z dróg mówienia o Bogu - droga negacji, zaprzeczania temu, co obserwujemy w naszym świecie. Inaczej nie potrafimy. Można jednak, i trzeba, pokusić się o spróbowanie innej drogi - drogi pozytywnej. Bardzo trudno nam to przychodzi. Bo znowu musimy zaczynać od siebie: obserwuję pracę mądrego twórcy, na przykład inżyniera, myślę o Bogu i powiadam, że Bóg jest najmądrzejszy. Oglądam dzieło artysty, przypatruję się, jak lekko, harmonijnie, nieomal bez wysiłku tworzy - myślę o Bogu i powiadam: najwspanialszy Artysta. Podziwiam genialną zdolność przewidywania jakiegoś stratega, myślę o Bogu i mówię: On jest wszechwiedzący. Bardzo niedoskonałe, ułomne to nasze mówienie o Bogu i Bożej wszechmocy. Ale czy potrafimy inaczej?
Wraca jednak pytanie: Czy On nie mógł nas uratować? Nie ma prostej, łatwej i zadowalającej odpowiedzi. Bo nasze pytanie wyrasta z ograniczonego widzenia i świata, i naszego losu. W tej naszej perspektywie ważne wydają się sprawy osobiste, jednostkowe, na dziś lub jutro. Gdybyśmy mogli spojrzeć na samych siebie, na ten nasz mały światek z oddali, z perspektywy wieczności, nie postawilibyśmy pytania “Czy On nie mógł nas uratować?” Ale nie możemy. I dlatego bywa nam tak trudno. I dlatego nie mówimy “wiem”, lecz “wierzę”. A trzeba by jeszcze dodać “ufam”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).