Był przyjacielem kard. Wojtyły i mentorem ks. Tischnera. Na jego homiliach wychowały się dwa pokolenia inteligencji katolickiej. Niedawno minęło 30 lat od śmierci bp. Jana Pietraszki.
W jego kazaniach nie było polityki ani socjologii, prawie nigdy nie cytował literatury, chociaż dużo czytał. On po prostu mówił do nas Ewangelią – wspomina Ludmiła Grygiel, autorka książki „Prorok ze św. Anny. Biskup Jan Pietraszko”. Był początek lat 60., w Polsce panował komunizm i nic nie wskazywało na to, że sytuacja może ulec zmianie. W społeczeństwie rodziła się coraz większa frustracja. Te nastroje uważnie obserwował ks. Pietraszko. Wierzył, że zwykłe, proste życie w zgodzie z Dekalogiem może być jedynym sposobem na znalezienie w sercu pokoju. Swoją metodę nazwał ewangeliczną pracą u podstaw. Jej sednem było przeciwstawienie słowa Bożego zmiennej mądrości tego świata. Właśnie dlatego z ambony nie krytykował reżimu, ale mówił o potrzebie porzucenia grzechu, przeszkody w drodze do zbawienia.
Wierni przyjęli jego nominację na biskupa z pewnym niepokojem, obawiali się utraty swojego duszpasterza. W 1963 r. w pierwszym kazaniu w nowej roli bp Pietraszko przekonywał jednak, że „to czerwone” nic w nim nie zmieniło. Potwierdziła to jedna z pierwszych decyzji: pomimo awansu, jako jedyny biskup w Polsce, postanowił pozostać proboszczem swojej parafii. W kościele dalej nosił zwykłą, czarną sutannę, a poza pierścieniem nie używał insygniów biskupich. Podkreślał, że ciągle realizuje swoje kapłańskie powołanie. Odkrył je kilkadziesiąt lat wcześniej, w małej wsi położonej w województwie śląskim.
Cichy chłopak
W rodzinnym domu Jana Pietraszki w Buczkowicach mieszkało jedenaścioro dzieci. Urodzony w 1911 r. przyszły biskup był spośród nich najstarszy. Miał trzy lata, kiedy zmarła jego matka, większość rodzeństwa pochodziła z drugiego małżeństwa ojca. Pietraszkowie byli religijni, zaangażowani m.in. w działalność Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Jana Ewangelią zafascynował dziadek, który opowiadał wnukowi o wydarzeniach zapisanych na jej kartach. Z domu przyszły biskup wyniósł prostą, ludową pobożność. Codziennie przed lekcjami wstępował do kościoła, często odmawiał Różaniec i Litanię Loretańską. Mając w sobie pragnienie Boga, po maturze zdecydował o wstąpieniu do seminarium. Rodzina zastanawiała się, czy cichy i spokojny chłopak będzie dobrym księdzem. On był jednak pewien swojej decyzji.
W kwietniu 1936 r., po pięciu latach spędzonych w Książęco-Metropolitalnym Seminarium Duchownym, przyjął święcenia z rąk abp. Adama Sapiehy. Po dwóch latach spędzonych w parafii w Rabce został sekretarzem krakowskiego metropolity. Przypadająca na okres wojny współpraca z arcybiskupem wiele go nauczyła. W Pałacu Arcybiskupim syn prostego cieśli miał kontakt z wybitnymi osobistościami krakowskiego życia kościelnego i kulturalnego. Był też pośrednikiem metropolity w kontaktach z Delegaturą Rządu na Kraj i współpracował z wojskowym podziemiem. Nabierał odwagi, przygotowując się do wyzwań, które miały nadejść po zakończeniu okupacji.
Wieczorki na plebanii
– Miał dobry kontakt z młodymi. Starał się, żeby nie popadali w grzech – mówi Ludmiła Grygiel. W 1948 r. ks. Pietraszko został kapelanem akademickim przy kolegiacie uniwersyteckiej św. Anny w Krakowie. W momencie nasilenia terroru komunistycznego i prześladowań Kościoła jego zadaniem było utrzymanie przy Bogu zagubionych młodych ludzi. Przewidując likwidację katolickich stowarzyszeń, nie tworzył nowych struktur. Zaproponował studentom model duszpasterstwa, w którego centrum postawił Eucharystię. To ona miała zbudować im przestrzeń wolności.
Zawsze był do dyspozycji swoich wychowanków. W wakacje odczuwał ich brak, o czym wspominał w jednym z kazań: „Często sobie myślałem, gdzie oni są. Co oni robią? Co się z nimi dzieje, czy wrócą, jacy wrócą? Modliłem się za was, żebyście wrócili dobrzy, szczęśliwi, zdrowi, cali duchowo i fizycznie”. W karnawale ks. Pietraszko oddawał im swoje mieszkanie, w którym mogli organizować wieczorki taneczne, był z nimi także w czasie juwenaliów. Dużo ważniejsze od tych drobnych gestów były słowa, które kierował do nich w osobistych rozmowach i z ambony. Przekonywał młodych do tego, aby własnym życiem świadczyli o Chrystusie. Na jedno z wtorkowych spotkań z duszpasterzem trafił student pierwszego roku prawa Józef Tischner. Po jego zakończeniu wyszedł ze świątyni bardzo poruszony. – Dzięki ks. Pietraszce wstąpił do seminarium. Obydwaj do końca życia byli ze sobą blisko związani, pierwsze kazanie przy trumnie biskupa wygłosił właśnie Tischner – opowiada Ludmiła Grygiel.
Prorok i przyjaciel papieża
Ksiądz Pietraszko szybko stał się sławnym na cały Kraków duszpasterzem studentów i inteligencji. Jego kazań, wygłaszanych podczas niedzielnej Mszy św. o godz. 10.00, słuchały tłumy. Zwłaszcza w czasie rekolekcji kościół był wypełniony po brzegi, część słuchaczy musiała stać na zewnątrz. – Przemawiał jak prorok, odważnie i surowo. Uczył ludzi oceniania samych siebie, odkrywania grzechu. Zależało mu na tym, żebyśmy nie ginęli w nicości – wspomina Ludmiła Grygiel.
Jego kazania zaczęto spisywać i drukować w „Tygodniku Powszechnym” i miesięczniku „Znak”. Zapotrzebowanie na nie było tak duże, że wydany w nakładzie 10 tys. egzemplarzy tom homilii pt. „Rozważania” rozszedł się w ciągu tygodnia. Rosnąca popularność duchownego nie umknęła uwadze SB. Funkcjonariusze, szukając haków na niego, także nagrywali i spisywali jego kazania. Dzięki ich żmudnej pracy dzisiaj w archiwum IPN-u znajduje się 245 stron homilii biskupa z lat 1964–1971. Służby próbowały go rozpracować na wiele różnych sposobów, zawsze bezskutecznie. Podczas rozmów z funkcjonariuszami bp Pietraszko nigdy nie wdawał się w dyskusje na temat polityki. Nie powiodły się także próby skłócenia go z kard. Wojtyłą. – Nigdy nie podpisał deklaracji lojalności. W teczkach jest tylko potwierdzenie jego świętości, zawsze mówił o Bogu – opowiada Ludmiła Grygiel.
W jednej z notatek funkcjonariusze SB napisali: „Wojtyła bardzo ceni Pietraszkę. Wojtyła posługuje się nim przy kazaniach, gdzie trzeba być zrozumiałym, bo sam przemawia filozoficznie […] Pietraszko przyjacielem Wojtyły”. Zapisane dość topornym językiem obserwacje były w dużej mierze zgodne z prawdą. Metropolita krakowski cenił talent kaznodziejski bp. Pietraszki, uczył się od niego nawiązywania kontaktu z młodzieżą. Podczas rekolekcji w kolegiacie św. Anny siadał z tyłu i nasłuchiwał. Znajomej studentce powiedział kiedyś: „On idzie w głąb, a ja wszerz”. Wkrótce kapłanów zaczęła łączyć duchowa przyjaźń, która trwała także po wyborze Karola Wojtyły na papieża. Podczas ostatniej wizyty w Watykanie, w październiku 1987 r., bp Pietraszko usłyszał od Ojca Świętego: „Biskupie Janie, ja z twoich kazań uczę się teologii”. Duchowny odpowiedział mu: „Ja myślałem, że to są teksty pomocne dla młodych wikarych”. Pozostał skromny do końca życia.
Czekając na cud
Biskup Pietraszko był zafascynowany Soborem Watykańskim II. Jeszcze przed jego rozpoczęciem, w 1961 r., odprawiał Msze akademickie twarzą do wiernych. Żeby nie siać zgorszenia, stół ustawiał w kaplicy, a nie w kościele. Zgromadzonym cierpliwie tłumaczył sens zmian. W parafii w czasie kolędy zabronił wręczania księżom ofiar pieniężnych. Powtarzał: „Chciałbym, żebyście wymietli cały aspekt materialny tej sprawy”. Do legendy przeszła historia o tym, jak podczas jednej z wizyt duszpasterskich wprosił się do człowieka, który nie był zainteresowany rozmową. Jak gdyby nigdy nic pomógł mu naprawić zepsute radio, a przy okazji przekonał go do powrotu do Kościoła i zawarcia małżeństwa ze swoją partnerką.
Biskup Pietraszko zmarł w 1988 r. w opinii świętości. W 1994 r. kard. Macharski rozpoczął proces beatyfikacyjny na poziomie diecezji. Zatwierdzono już positio, a wkrótce powinien zostać wydany dekret o heroiczności cnót. Prawdopodobnie po wakacjach biskup zostanie ogłoszony sługą Bożym. Żeby doszło do beatyfikacji, potrzeba udokumentowanego cudu. – Jest kilka zgłoszeń uzdrowień za jego wstawiennictwem, ale dokumentacja tych przypadków jest niekompletna. W Polsce za mało dbamy o jej rzetelne zebranie. Miejmy nadzieję, że okrągła rocznica śmierci przyczyni się do przypomnienia tej postaci i do zakończenia procesu beatyfikacyjnego –podsumowuje Ludmiła Grygiel.
Korzystałem z książki Ludmiły Grygiel„Prorok ze św. Anny. Biskup Jan Pietraszko”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2017.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.