– Zmartwychwstały dopuścił, żebym trafił za kraty, bo wiedział, że dopiero tam zobaczę zło, w którym tkwiłem. Cztery lata temu dał mi nowe życie – mówi Sebastian.
Zaczęło się w dzieciństwie. Szybko zacząłem eksperymentować z alkoholem, potrafiłem pić do upadłego. Później przyszła fascynacja klubami, narkotykami. W domu też narozrabiałem... Pierwsze wyroki w zawieszeniu dostałem, gdy byłem nieletni. Dziś mam 35 lat.
Z biegiem lat zacząłem prowadzić „podróżniczy tryb życia”. Pomieszkiwałem w różnych miastach, w Polsce i za granicą, a że podróże kosztują, to trzeba było kombinować... Wiązałem się z wieloma kobietami i wydawało się, że trwa zabawa, która nigdy się nie skończy. W końcu, w stanie zupełnego „znieczulenia” alkoholem i narkotykami, rozstałem się z kolejną dziewczyną i ostatkiem sił przyjechałem z Warszawy do Krakowa, żeby się ratować, idąc na terapię.
Zrezygnowałem, gdy poznałem kolejną dziewczynę. Wtedy nie byłem już w stanie normalnie myśleć, tylko wchodziłem do sklepu i wynosiłem różne rzeczy. Tak trafiłem do więzienia na Montelupich, a wyrok był kumulacją wszystkich przewinień. Gdy siedziałem w małej celi, miałem ataki paniki – odnosiłem wrażenie, że ściany mnie przygniatają. W tym czasie organizm oczyszczał się też ze wszystkich używek, a nikt z bliskich nie wiedział, gdzie jestem i co się ze mną dzieje. To był dramat, miałem nawet myśli samobójcze. Wtedy zacząłem się modlić. Krzyczałem i prosiłem: „Boże, jeśli naprawdę jesteś, to przyjdź do mnie i mi pomóż!”. I przyszedł. Łzy same płynęły mi z oczu, ciało przeszywały dreszcze, a w sercu poczułem pokój, jakiego nie znałem. Boży pokój.
Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że Zmartwychwstały musiał pozwolić, żebym trafił do więzienia, dostrzegł zło, w którym tkwiłem, i pozwolił Mu działać.
Od tego czasu każdą chwilę wykorzystywałem na modlitwę, rozmowę z Bogiem i czytanie Pisma Świętego. Na brzuchu wytatuowałem sobie Psalm 23, a koło łóżka zaczęły piętrzyć się książki religijne. Wychowawcy zauważyli, że coś się we mnie naprawdę zmieniło, i po jakimś czasie zostałem przeniesiony do aresztu na Czarnieckiego, gdzie działa kapelania oo. trynitarzy. Mówi się, że Bóg posługuje się ludźmi, i tak jest – na każdym kroku czułem życzliwość, wszyscy mnie wspierali i coraz bardziej mi ufali. Dzięki kapelanowi mogłem wziąć udział w spektaklu religijnym i zacząłem wychodzić na spacery kulturalno-oświatowe. Wtedy przystąpiłem do spowiedzi. To był kolejny moment zwrotny w mojej przemianie.
Zawsze wracałem do aresztu, więc dostałem możliwość pracy przy remoncie jednego z gimnazjów, a potem w domu pomocy społecznej dla niepełnosprawnych. W międzyczasie wyjechałem na obóz wakacyjny dla dzieci, organizowany przez trynitarzy. To było niesamowite doświadczenie, bo nagle komuś, czyli tym dzieciom, zależało na mnie. Przy rozstaniu tuliły się i płakały, a Bóg cały czas działał... W końcu moja sprawa trafiła na wokandę i w grudniu 2016 r., po 3,5 roku za kratami, byłem wolny. Wspaniałe było też to, że od pierwszego dnia wolności miałem pracę – wychodząc z aresztu, musiałem zwolnić się z DPS, ale szefostwo chciało, żebym został, choć nie było wolnego etatu. I nagle ten etat się zwolnił! Pracuję w kuchni.
Zapyta ktoś, czy nie kusi mnie powrót do dawnego życia, do pseudowolności. Nie, bo wiem, że choć wyrwałem się z objęć złego ducha, on o mnie nie zapomniał i wystarczy małe potknięcie, żeby wpaść w jeszcze większe bagno niż to, w którym już tonąłem. A ja nie chcę więcej zasmucać Jezusa, bo On dał mi szansę, której nie zmarnuję. Żeby trwać przy Nim, mocno trzymam się więc sakramentów, modlitwy i uwielbienia, które ma wielką moc, a duchowo wzmacniam się, chodząc na spotkania wspólnoty Głos na Pustyni. Czytelnikom „Gościa” chcę też powiedzieć, że Zmartwychwstały może nas wyprowadzić z każdego dołu. Warunek jest jeden: trzeba zrobić ku Niemu krok, bo Pan szanuje wolną wolę człowieka i na siłę życia nie zmienia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.