Ponad pół wieku temu w wieku szesnastu lat pokonała pół Polski po to, aby wstąpić do klasztoru. Każdego dnia jest szczęśliwa, że dobrze odczytała Boże powołanie.
A co ja tam mam do opowiadania? Od dziecka chciałam być siostrą zakonną. Moje marzenie się spełniło i trwa. Wiem, że to dzięki Bogu, który mnie prowadzi, a Jego wolę chcę odczytywać każdego dnia – podkreśla s. Monika Bujnowska. Niemal całe jej życie zakonne związane jest z posługą w parafii św. Józefa w Sandomierzu, gdzie poprzez pokorną posługę i cichą modlitwę pokazuje piękno realizacji życia w zakonie.
Wyprawa życia
Nie jest łatwo nakłonić siostrę Monikę do wspomnień. Wymawia się, że mało co już pamięta, że nic nadzwyczajnego nie ma w jej powołaniu.
– Już jako dziewczynka obserwowałam siostry zakonne w naszej parafii w Goniądzu koło Białegostoku, ale nic im nie mówiłam o moim pragnieniu. Podobało mi się, jak prowadziły procesje eucharystyczne w niedziele, jak się modliły – opowiada siostra Monika. Jak podkreśla, swoje powołanie chyba wymodliła z rodziną, bo codziennie wszyscy wspólnie odmawiali Różaniec. – Gdy skończyłam dziewiątą klasę, wtedy były inaczej te klasy w szkole, powiedziałam mamusi, że chcę wstąpić do klasztoru. Miałam szesnaście lat. A mama na to, że przecież już książki kupiłam do następnej klasy. Odpowiedziałam, że książki zwrócę. I tak się stało. Mama tylko się martwiła, czy wytrwam – opowiada siostra.
Zaczęła więc szukać zgromadzenia dla siebie. Pytała proboszcza i bliskich w rodzinie o radę, lecz jakoś łatwo to nie przychodziło. Dopiero matka jednej siostry zakonnej, która była u franciszkanek w Sandomierzu, poradziła, by pojechała właśnie tam. – Wytłumaczyła mi, jak dojechać, gdzie wysiąść, jak iść, by trafić do klasztoru. Trochę się bałam, bo nigdzie wcześniej nie jeździłam, ale pragnienie wstąpienia do zakonu było silniejsze – dodaje. Pod koniec sierpnia spakowała małą walizkę, wzięła ciepłą kołdrę i wyruszyła w podróż życia.
– Do Białegostoku pojechałam autobusem, jechał ze mną tatuś, który udawał się do lekarza. On poszedł do szpitala, a ja na stację PKP. Trzy godziny czekałam na pociąg do Warszawy. W stolicy kolejne kilka godzin na pociąg do Skarżyska Kamiennej i potem do Sandomierza. Z dworca autobusem trafiłam pod katedrę i tu zobaczyłam moje siostry, jak wychodziły ze Mszy św. Poszłam więc za nimi. I tak trafiłam do upragnionego zakonu. Siostra przełożona myślała, że przyjechałam do szkoły, ale ja powiedziałam, że nie lubię się uczyć, za to bardzo chcę być siostrą zakonną. I tak się stało – dodaje z uśmiechem siostra.
Zakonny przepis na życie
Siostra Monika dwa lata temu świętowała złoty jubileusz ślubów zakonnych a za rok będzie obchodzić pięćdziesięciolecie pracy w sandomierskiej parafii. Opowiadając o swoim życiu w zgromadzeniu, podkreśla, że jest piękne, bo proste i takie, o jakim marzyła.
– Czuję się szczęśliwa jako siostra zakonna. Tym, co daje mi siłę, jest modlitwa. Oczywiście czasem przychodzą i ciężkie dni, ale wtedy wracam jeszcze bardziej do modlitwy i zaufania Panu Bogu. Pomodlę się, zawierzę Bogu moje problemy i troski i wszystko odwraca się o 360 stopni. Modlitwa jest lekarstwem na wszystko – podkreśla. Przyznaje, że smutne jest to, iż dziś wiele młodych osób boi się pójść za głosem zakonnego powołania, gdyż obawiają się trudności i monotonii. – Myślę, że jest to piękne życie, jeśli jesteśmy przekonani, że właśnie tak realizujemy wolę Pana Boga. W naszym życiu Bóg działa przez osoby, wydarzenia, okoliczności i w nich powinniśmy szukać Jego woli, tego, co chce nam przekazać. Dziś młodzi oczekują może jakiejś niespotykanej ingerencji Boga i może czują się zawiedzeni, jeśli objawia im swoją wolę w prosty sposób. Piękno życia zakonnego tkwi właśnie w takiej prostocie, do której świat nie jest przyzwyczajony. Młodzi powinni uwierzyć, że Pan Bóg chce tylko i jedynie ich dobra. Jeśli słyszą w sercu głos powołania, powinni pójść za nim odważnie i wtedy będą szczęśliwi. Gwarantuję im to, bo ja się nie zawiodłam – tłumaczy siostra.
Niemal całe swoje zakonne życie spędziła w Sandomierzu, posługując przy parafii św. Józefa, tam, gdzie pracował ich założyciel ks. Antoni Rewera. Pokazując Izbę Pamięci poświęconą bł. ks. Rewerze, siostra wspomina, jak w pierwszych latach pobytu w zgromadzeniu franciszkanek żyły jeszcze siostry, które osobiście znały założyciela. – Opowiadały, jak bardzo był zatroskany, aby ich życie duchowe się rozwijało. Przychodził do nich z konferencjami ascetycznymi i na spotkania formacyjne. Siostry podkreślały, że nieustannie przypominał, aby troszczyły się o innych na wzór franciszkański. Dlatego całe życie uczę się pracy, modlitwy, pomocy innym i tego, jak dobrze żyć na wzór św. Franciszka. Jego recepta na świętość jest ciągle aktualna – dodaje siostra Monika.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).