Podczas wydarzeń radomskich w 1976 roku błogosławił protestujących robotników ze schodów świątyni. Za upominanie się o prawa prześladowanych „nieznani sprawcy” skatowali go na śmierć.
Gdy w Radomiu rozpoczął się robotniczy protest 25 czerwca 1976 r., proboszcz z Pelagowa już przed południem wybrał się do miasta. Niedaleko, w stołówce dla księży prowadzonej przez siostry przy parafii św. Jana Chrzciciela, jadał obiady. Po drodze spotkał tłum robotników, którzy szli pod siedzibę Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Ksiądz Kotlarz ze stopni kościoła Świętej Trójcy pobłogosławił protestujących, a później przez chwilę maszerował wraz z tłumem. Tak opisał to wydarzenie w relacji dla prymasa Wyszyńskiego: „Znalazłem się świadomie i dobrowolnie w ogromnej rzeszy strajkujących z Zakładów Metalowych Waltera. (…) Przez kilka chwil, w sutannie, maszerowałem środkiem ulicy, raz po raz pozdrawiano mnie: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Dziękujemy księdzu! Bóg zapłać!”.
Klecha z Pelagowa
Już następnego dnia do kapłana zaczęły docierać informacje o aresztowaniach i brutalnych przesłuchaniach protestujących. Pelagowski proboszcz nie pozostał obojętny wobec losu represjonowanych robotników i ich rodzin. Przez kilka tygodni modlił się w intencji aresztowanych, nie bacząc na atmosferę terroru, wygłaszał kazania potępiające politykę władz komunistycznych, podkreślał konieczność poszanowania praw człowieka do godności, wolności i sprawiedliwości. Taka postawa została zauważona przez Służbę Bezpieczeństwa, która już od jakiegoś czasu inwigilowała ks. Kotlarza. Do kurii w Sandomierzu wpłynęło pismo z żądaniem napiętnowania jego zachowania i publicznych wypowiedzi. Władza diecezjalna brała kapłana w obronę, jednak bezpieka dążyła to tego, by za wszelką cenę uciszyć „niepokornego klechę z Pelagowa”. Proboszcz otrzymał polecenie, by po wydarzeniach czerwcowych meldować się co dwa dni w Komendzie Wojewódzkiej MO w Radomiu. Równocześnie SB rozpoczęła szereg akcji nękania księdza, które miały na celu „przyprowadzenie go do porządku”.
– Najeżdżali go prawdopodobnie w nocy, wywoływali do chorego i tam prawdopodobnie bili – wspomina Jan Brzozowski, mieszkaniec Pelagowa. Jeden z ówczesnych milicjantów, Stanisław Nowiczewski, nadzorujący teren Pelagowa, zeznał przed prokuratorem, że w czasie rutynowego patrolu nocnego skontrolował auto stojące przy cmentarzu parafialnym w pobliżu kościoła. Znajdujące się w środku osoby okazały legitymację SB i – delikatnie mówiąc – kazały mu odejść.
W wyniku represji kapłan zaczął się zmieniać. Jak wspominają parafianie i bliscy ks. Kotlarza, stał się zamknięty w sobie, wykazywał objawy niepokoju i depresji. Nocne wizyty jednak nie ustawały. Świadkiem jednego z najbardziej okrutnych pobić była Krystyna Stancel, która wieczorami przygotowywała posiłki dla proboszcza. Jednego z sierpniowych wieczorów otworzyła drzwi mężczyznom, którzy przedstawili się jako „koledzy księdza”. Gdy zorientowała się, że to napad, było już za późno. – Do księdza weszło dwóch panów, a trzeci został ze mną. Przymknęli drzwi. Usłyszałam, jak ksiądz upadł na podłogę i zaczął jęczeć – wspomina kobieta.
Po takich wizytach kapłan całymi godzinami leżał w łóżku. Jak wspomina jego bratanek Eugeniusz Kotlarz, który go odwiedzał, widział sine pręgi na plecach stryja. – Na plebanii były widoczne liczne ślady włamania. Stryj powiedział mi, że ubiegłej nocy trzech mężczyzn wyważyło łomem drzwi i wtargnęło do mieszkania. Tam go obili i porzucili w takim stanie – relacjonował.
Męczennik robotniczego czynu
W kolejnych dniach stan pelagowskiego proboszcza gwałtownie się pogorszył. Marian Piotrowski, ordynator oddziału wewnętrznego szpitala w Krychnowicach, wspominając ostatnią wizytę ks. Romana z posługą duszpasterską u chorych, podkreślał, że wyglądał bardzo podejrzanie, był pobudzony. – Na moje pytanie, co się dzieje, ksiądz odpowiedział, że spotkało go nieszczęście, został wieczorem pobity na własnej plebanii. Mówili mu: „Bijemy cię za to, żeś robotników bałamucił, w głowach im przewracałeś. Nie twoja sprawa!”. Na odchodnym powiedzieli, żeby nikomu nic nie mówił, bo jeszcze wrócą – wspominał M. Piotrowski.
Ksiądz Roman ostatnią Mszę św. odprawił 15 sierpnia 1976 r. W jej trakcie zasłabł i stracił przytomność. Następnego dnia przyjęto go do szpitala w Krychnowicach. Jako rozpoznanie chorobowe stwierdzono nerwicę uogólnioną. Dzień później stan duchownego jeszcze się pogorszył, trudno nawiązywało się z nim kontakt, drżała mu cała twarz. W chwilach powrotu świadomości powtarzał, że został pobity na własnej plebanii i strasznie się boi. W nocy stracił przytomność. Nad ranem obecny przy nim kapłan udzielił mu namaszczenia chorych i rozgrzeszenia. Przed godziną 8 doszło do zapaści i chwilę później ks. Roman Kotlarz zmarł.
– Zastałem stryja już nieżyjącego – wspomina bratanek Eugeniusz. – Zwłoki zawinięte były w białe prześcieradło. Odsłoniłem twarz, w której rozpoznałem rysy stryja – dodaje. Prokurator zarządził sekcję zwłok, która jako przyczynę zgonu wykazała obustronne krwotoczne zapalnie płuc i niewydolność mięśnia sercowego. Mimo wielu świadectw o znęcaniu się nad księdzem lekarze nie stwierdzili obrażeń mogących powstać po pobiciu. Przeprowadzający sekcję Andrzej Borysowicz pobrał osiem wycinków z narządów wewnętrznych i przechowywał je bardzo długo. Przekazał je dopiero w 1991 r. przesłuchującemu go na tę okoliczność prokuratorowi.
Bezpieka rozpoczęła działania, aby sprawę zatuszować i puścić w niepamięć. 20 sierpnia 1976 r. ciało ks. Kotlarza zwrócono rodzinie i przewieziono do Pelagowa. Jak wspominają parafianie, droga była udekorowana kwiatami. Parafianie i robotnicy z Radomia żegnali duchownego z wielkim bólem. Widzieli w nim nie tylko heroicznego kapłana, ale bezkompromisowego głosiciela słowa Bożego i męczennika narodowej sprawy, który poświęcił życie w obronie prawdy, wolności i sprawiedliwości. Mszy św. pogrzebowej w Pelagowie przewodniczył bp Walenty Wójcik, sufragan sandomierski. Trumna z ciałem została przewieziona do rodzinnych Koniemłot, gdzie kapłana pochowano w rodzinnym grobie. W pogrzebie, mimo utrudnień ze strony ówczesnej władzy, uczestniczyło kilka tysięcy wiernych.
Robił to dla ludzi
Przez kolejne lata służby bezpieczeństwa tuszowały sprawę pelagowskiego proboszcza, zastraszając także świadków. Jednak pamięć o ofiarnym kapłanie była i jest wciąż żywa. Ksiądz Kotlarz pracował wcześniej w Szydłowcu, Żarnowie, Koprzywnicy, Mircu, Kunowie i Nowej Słupi. W trzydzieści lat po jego śmierci w rodzinnej miejscowości w Koniemłotach powstało Muzeum Czynu Niepodległościowego Ośrodek Dokumentacji Życia i Męczeńskiej Śmierci ks. Romana Kotlarza.
– Przez kilka lat wraz z ks. Pawłem Cyganem spisywaliśmy wspomnienia osób, które pamiętały ks. Kotlarza. Słuchaliśmy wzruszających opowieści o jego duszpasterskim zaangażowaniu, ludzkiej dobroci i serdeczności oraz niezłomnej postawie wobec reżimu – mówi. Ze wspomnień wyłania się postać niezwykle skromnego i ubogiego kapłana. W jednej z parafii wierni zbierali pieniądze, aby uszyć księdzu nową sutannę, bo sam oddawał wszystko potrzebującym. W każdej z placówek całym sercem angażował się w pracę z dziećmi i młodzieżą. – Posługa kapelana w szpitalu była odbierana przez lekarzy jako jedno z najlepszych lekarstw dla chorych – podkreśla Barbara Uśmiał.
– Ksiądz Roman jako człowiek i kapłan był wierny swojemu powołaniu i wartościom, którymi żył. Gdy jedna z kobiet z Pelagowa przed śmiercią zadała mu pytanie: „A po co ci to wszystko, księże, było?”, miał odpowiedzieć krótko: „Ja to robiłem dla ludzi, dla moich parafian” – opowiada ks. P. Cygan. Każdego roku w Koniemłotach, miejscu urodzenia i pochówku ks. Kotlarza, odbywają się uroczystości upamiętniające jego męczeńską śmierć.
– W naszej parafii pamiętamy o nim. Mieszkańcy ufundowali obelisk, a jego grób jest cały czas w kwiatach. Ludzie, którzy go znali bezpośrednio, szczycą się tym i każdym wspomnieniem czy pamiątką po kapłanie. W rocznicę pogrzebu odprawiana jest Msza św. w intencji ojczyzny, a po niej organizowane spotkanie wspomnieniowe. W ostatnim czasie została ufundowana tablica w miejscu, gdzie stał jego rodzinny dom – informuje ks. Michał Łukasik, proboszcz parafii. Wraz z radą parafialną i lokalnymi władzami przeprowadzane są także konkursy dla dzieci i młodzieży, by utrwalić pamięć o niezwykłym kapłanie, który wyszedł z tej ziemi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.