O materialnych śladach, które zostawił Najwyższy, i tracącej pamięć Europie mówi Marek Szołtysek, pisarz i dziennikarz.
Marcin Jakimowicz: Podobno Tolkien pisząc we „Władcy Pierścieni” o Obieżyświacie, miał na myśli Marka Szołtyska?
Marek Szołtysek: Bardzo nie lubię tej całej fantastycznej literatury. Mam w sobie taki kompas: my – Rzymianie, czy my – Ślązoki (bo to na jedno wychodzi), patrzymy na świat bardzo, bardzo realistycznie.
Twoje książki o sukniach Matki Boskiej czy sandałach Jezusa to nie literatura fantastyczna?
Ależ skąd! Konkret! Ja bardzo nie lubię wyssanych z palca opowieści, które nie miały prawa się zdarzyć. Moje książki to nie pobożne czytadła czy wzruszające opowiastki wymyślane przez znudzonych katolików. Twardo stąpam po ziemi i bajeczki mnie nie interesują.
Knajpa w Opolu. Mój znajomy rozmawiał z kumplami. Opowiadali przejęci o… UFO. Gdy mój przyjaciel wspomniał nagle o Jezusie, popatrzyli na niego jak na kosmitę.
To właśnie absurd dzisiejszego świata, który nie jest w stanie przyjąć historycznej prawdy i religię uznał za temat obciachowy. Zresztą nie bez winy katolików…
Nowo narodzony Jezus nosił pieluchy?
Oczywiście. Ale nie za często. Pakowanie dzieci w pieluchy 24/7 to współczesne wynalazki. Pieluchy zakładało się tylko na jakieś większe wyjścia, a tak to dziecko chodziło w ubranku i załatwiało się pod siebie, na stojąco. Gdy spało, podkładało się mu jakieś miękkie sianko i problem był załatwiony.
Skąd wzięła się Twoja pasja tropienia śladów, które pozostawił po sobie Najwyższy? Podobno od starej puszki łusek kakaowych, która stała na byfyju babci Agnieszki.
To był pierwszy impuls. Nie lubiłem mleka (zostało mi to do dziś!). Uwielbiałem za to kakao. Na puszce namalowany był Murzynek, a babcia nalewając mi mleko, zagadywała mnie: „A takie kakao przyniósł Jezusowi mały Baltazarek, syn króla Baltazara”. To uruchomiło we mnie myślenie: „Kurczę, ten Jezus, człowiek z krwi i kości, musiał coś jeść i pić!”. W ogóle miałem porządną babcię, która zamiast o ówczesnych pokemonach, opowiadała mi biblijne historie. Może dlatego nie mam żadnych kompleksów związanych z wiarą? Zadaję pytania i drążę temat. Ja rozumiem, że kogoś może interesować gitara po Presleyu czy biała kiecka, która podwinęła się Marilyn Monroe, ale mnie fascynują bardziej sukienki Matki Boskiej. Każdą rzecz trzeba zbadać. Problemem jest to, że niewielu chce to robić. Jaki utytułowany naukowiec zajmie się pieluchami czy zabawkami? To obciach! Wiem, co mówię, bo pisałem kiedyś książkę o starych śląskich zabawkach.
Po przeczytaniu Twoich książek zdumiałem się, że Pan Bóg pozostawił na ziemi tyle śladów…
Myślę, że możemy śmiało mówić o argumencie na istnienie Boga na podstawie dowodów materialnych. Jasne, część tych relikwii (oj, nie lubię tego słowa!) została z premedytacją podrobiona, sfabrykowana, ale takie rzeczy można dziś łatwo rozpoznać. Weźmy rzeźbiony fragment Krzyża Świętego w katedrze w Brukseli. Gdzież tam! Przecież to był tak cenny kawałek drewna, że nikt by w nim niczego nie rzeźbił! Vittorio Messori napisał przed laty ważną rzecz: łopata archeologa potwierdza legendy. Jeśli wydaje ci się, że ludzie coś sobie wymyślili, to weź auto, pojedź na miejsce i to zbadaj! Jak możesz wymyślić wyspę, której nie ma?
Ktoś wyczyta o perfumach Maryi i powie: „Szołtysek odleciał…”
Dlaczego? Profumo to znaczy zapach, aromat. A każdy, kto zna kulturę śródziemnomorską (wiem, wiem, większości Polaków to hasło kojarzy się jedynie z wakacjami w Chorwacji, a nie ziemią, na której urodził się Jezus), wie, jak ważna jest w niej rzeczywistość zapachów. Maryja nie używała klasycznych perfum, bo ich nie było, ale czy nie miała w domu pachnących oliwek? Wonnych olejków, którymi Maria Magdalena namaściła Jezusa? W tym klimacie, na tej wyprażonej słońcem ziemi, nie można się nie smarować!
Nie boisz się, że przyjedziesz w jakieś opisane w przewodnikach miejsce i okaże się, że te „święte pamiątki” to pic na wodę?
Nie boję się. Po to jadę, by to zbadać, opisać i dokładnie sfotografować. A nawet jeśli czasem widzę, że to jedynie pobożna ściema, to często za tą legendą stoi praktyka wiary. Problem jest inny: dziś miasta czy klasztory, które mają cenne relikwie czy pamiątki, zachowują się jak kompletne „boroki”, ofermy, i nie potrafią tego tematu sprzedać. Chętnie kupiłbym dla żony czy córki we włoskim mieście Perugia jakiś pierścionek wzorowany na tym, który nosiła Maryja, ale nie znalazłem nic! Mało tego! Jest tam tylko karteczka, gdzie napisano (i to tylko po włosku!), że dwa razy w roku publicznie ten pierścionek pokazują. I jeszcze używają jakiegoś fachowego słownictwa, którego nijak zwykły turysta nie rozgryzie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.