Nie interesują mnie pobożne bajeczki

O materialnych śladach, które zostawił Najwyższy, i tracącej pamięć Europie mówi Marek Szołtysek, pisarz i dziennikarz.

Reklama

W Betlejem czy Nazarecie nie tęskniłeś za roladą i modrą kapustą? Co najbardziej Ci tam smakowało?

Niewiele. Wyciskany na ulicy sok z granatów. Pojechałem tam, by sprawdzić, co mógł jeść mały Jezus. Co warzyła Mu Matka Boska? Powstała książka o kuchni Maryi. Figi, oliwki, podpłomyki, ryby…

I ośmiornica Korneliusza.

Ooo, to danie opisałem, by pokazać, co musiało wydarzyć się w głowie Piotra. Żydzi to był naród hermetyczny, nawet jeśli chodzi o kuchnię. Mogli jeść tylko rzeczy przygotowane u siebie, i to z określonych produktów. Kto wie, może dzięki temu przetrwali w diasporze przez 2 tysiące lat? Menu ściśle określone nakazami i zakazami. I nagle Piotr ma iść „na kolędę” do domu Korneliusza, Rzymianina, bogatego faceta. Powstaje problem. Pierwsza myśl: „Nie pójdę, bo a nuż da mi jakieś dziwaczne jedzenie, a tego nie mogę tknąć. Jak będę wyglądał, gdy zacznę wybrzydzać: »tego nie zjem, tego nie ruszę«?”. To tak jakbyś zaprosił dziś na obiad wegana: „A przepraszam, to cukier trzcinowy? A ta sól to kamienna, morska czy himalajska? A na jakiej wodzie jest zrobiona herbata?”. Można z takim oszaleć! Podobny problem był z Żydami. I ten biedny Piotr zobaczył w widzeniu (a może mu się to przyśniło?) mnóstwo zwierząt i usłyszał: „Zabijaj i jedz”. Trzęsienie ziemi! Efekt? Powiedział: „Dobra, pójdę do tego Rzymianina na kolędę i, kurde, zjem”. (śmiech) Jakub zaoponował: „Zwariowałeś?”. Ale gdyby chrześcijaństwo było jedynie Jakubowe, a nie Piotrowe, to nie wyszłoby poza basen Morza Śródziemnego. Doszłoby może do Wenecji, ale nie przekroczyłoby Alp.

Rzymianin podał frutti di mare?

A czemu nie? To był bogaty gość, miał gest i Piotr musiał zdecydować się, czy wchodzić w ten wykwintny jadłospis, czy cały czas wybrzydzać. Opisane przeze mnie danie „ośmiornica à la Korneliusz” to znakomity przykład tego, jakie bariery (nawet kulinarne!) napotykali pierwsi apostołowie przy głoszeniu Ewangelii.

Była chwila, gdy ty, konkretny do bólu Ślązak z krwi i kości, stanąłeś bezradny wobec tajemnicy? Zatkało Cię, nie potrafiłeś wymówić słowa?

Nie. Mnie ciężko wzruszyć. A poza tym jako historyk jechałem zawsze dobrze przygotowany i wiedziałem, czego się spodziewać. Nie jechałem po ulotne wzruszenia, ale na konkretną robotę. Z komputerem i aparatem. To zawsze dla mnie ciężka harówa. Czułem się często maksymalnie „ściorany”. To naprawdę ciężka robota. Niektórzy mi mówią: „Marek, masz fajnie, byłeś ostatnio sześć razy we Włoszech”. Nie wiedzą, o czym mówią! Raz wziąłem żonę i Małgosia ledwo ciągnęła nogami ze zmęczenia. To praca od piątej rano do zmroku.

Dlaczego to robisz?

Bo za sto lat tych miejsc nie będzie! Gwarantuję. I trzeba jakiegoś wariata, który to wszystko zbada, opisze i sfotografuje.

Ostro…

Taką mam intuicję. Tych miejsc nie będzie. No chyba, że ktoś pójdzie po rozum do głowy i przekaże te wszystkie święte rzeczy do Peru czy Meksyku. Może tam będą wiedzieli, co z tym zrobić? Włosi są bezradni. Przepraszają, że żyją. Chowają relikwie po kątach, w zakurzonych skrzyniach. A dodatkowo opatrują to wszystko tabliczką: „Zakaz fotografowania”. Gdy widzę logo przekreślonego aparatu, wstępuje we nie agresja. Dobrze, że nie jestem frustratem mordercą… Przecież dziś wszystkim możesz zrobić zdjęcie! Tyle że będzie ono beznadziejne. Po co utrudniać życie? Podam przykład: w Rzymie w Santa Maria Maggiore dostrzegam skrzynię. Napisano na maleńkiej karteczce, kto ją wykonał i z którego jest wieku. A gdzie zawartość? Robię zdjęcie. Nielegalnie. W ubikacji sprawdzam, powiększam i co czytam? „Włosy Matki Boskiej”. I moje pytanie jest takie: dlaczego tego nie napisali? Przecież mogli ująć to w słowach „rzekome”…

Nawet piwo jest „prawdopodobnie” najlepsze.

A tu nie ma nic! Często widziałem podobne obrazki. Angielski jest ci niepotrzebny. Wszędzie łacina. Turyści mogą łazić po kościele i nie wiedzieć, jakie skarby mijają. Co się z nami stało? Albo nie wierzymy w to, że Jezus czy Maryja pozostawili po sobie materialne ślady, które były starannie przechowywane przez wieki, albo jako chrześcijanie przepraszamy, że żyjemy. Takie rzeczy nie dają mi spokoju.

Siedzisz tak długo, aż znajdziesz odpowiedź?

W muzeum w porcie Brindisi zapytałem: „Gdzie jest stągiew z Kany Galilejskiej, którą podobno tu przechowujecie?”. Odsyłali mnie od Annasza do Kajfasza. Z kościoła do muzeum. Z muzeum do biblioteki. Zaczęło być gorąco. Upał. Byłem solidnie wnerwiony. Wszędzie ściana, mur, totalna bezradność personelu. Spędziłem tam cały dzień. „Nie ma niestety pana dyrektora”. „A gdzie jest?”. „Na wakacjach”. Powiedziałem im: „Przyjechałem tu z Polski sześć tysięcy kilometrów (skłamałem, ale oni i tak nie wiedzą, gdzie jest Polska) i zaraz przypnę się łańcuchami do kaloryfera. Nie wyjdę, dopóki nie zobaczę tej stągwi”.

Trafiłeś na tablicę: „Tych klientów nie obsługujemy”?

Nie! Usłyszałem grzeczne: „Może kawy?”. I znalazł się dyrektor. Na wakacje wyjeżdżał dopiero następnego dnia. Był miły. Wziął klucze i pokazał mi tę stągiew. Stała wśród styropianów. Mamy bezcenne skarby i nie potrafimy tego docenić!

Przy której z opisywanych przez ciebie pamiątek uwierzy niewierzący?

Niewierzący nie uwierzy. Nie ma takiego miejsca na świecie. Zawsze będzie się starał sobie wszystko racjonalnie wytłumaczyć.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama