W niektórych wsiach zapraszano na wieczerzę wigilijną osobę, na którą się gniewano. Przy łamaniu opłatkiem należało się pogodzić.
Święta Bożego Narodzenia – zarówno w kulturze chłopskiej, jak i szlacheckiej – na ziemiach polskich wiązały się ze szczególną obrzędowością. Z czasem zwyczaje dworu pańskiego przenosiły się do wiejskiej izby i na odwrót. Część z nich przetrwała do dziś. O niektórych dowiadujemy się tylko z zapisków historycznych czy kart książek, na przykład „Chłopów” Władysława Stanisława Reymonta.
Ryba wyjątkowo
Opisana przez naszego noblistę Wigilia u Boryny, głównego bohatera powieści, stała się podstawą scenariusza okolicznościowych przedstawień szkolnych oraz spektakli z udziałem profesjonalnych aktorów. Stąd może jest najbardziej znanym źródłem informacji o tym, jak dawniej obchodzono Boże Narodzenie. Gdy pojawiała się pierwsza gwiazda, zasiadano do wigilijnej wieczerzy. Tradycyjnie, jak we wszystkich polskich domach, zaczynano od łamania się opłatkiem. Wypowiadano przy tym życzenia: „Abyśmy wszyscy szczęśliwie doczekali drugiej Wigilii i wszystkim dobrze się wiodło”. Następnie wspominano zmarłych członków rodziny, mówiąc: „Byli, a już ich nie ma pośród nas”.
Początek wieczerzy przebiegał zatem w smutnej atmosferze. Raczej nie zdarza się już, żeby zapraszać na wigilię osobę, do której żywi się urazę, a taki zwyczaj był w niektórych wsiach łowickich. Należało się wtedy z tą osobą pogodzić. Ostatnie godziny przed wieczerzą wigilijną upływały głównie na przygotowywaniu przez gospodynie potraw. To, co do dzisiaj przetrwało, to ich postny charakter. Jednak ryba na stole należała do wyjątków i pojawiała się tylko w tych wsiach, gdzie były staw czy rzeka. Gospodarz przynosił gałęzie z lasu, zazwyczaj sosnowe, które były przyozdabiane. Jako symbol życia należało trzymać je w domu aż do Trzech Króli. Potem je palono, bo nie wolno ich było wyrzucać. Z zachowania domowników wnioskowano, jacy będą w przyszłym roku. Dlatego starano się być przez cały dzień pogodnym, uśmiechniętym i uprzejmym.
Parobkowie najważniejsi
Boże Narodzenie spędzano w domu, nie odwiedzając nikogo i nie przyjmując nikogo u siebie. Po Mszy św. przyniesioną z kościoła wodą święconą gospodarz święcił dom, wszystkich domowników, obejście i sad. W niektórych wsiach wypowiadano przy tym słowa: „Niech wszystkie szatany wyjdą z domu, a niech zostanie samo dobro”. Kolędnicy zaczynali chodzić dopiero w św. Szczepana. Panował również zwyczaj przynoszenia do kościoła owsa, który święcił ksiądz. Takim ziarnem obsypywano się wzajemnie, na pamiątkę ukamienowania świętego. W ten dzień umawiano do pracy parobków na przyszły rok. Byli wtedy najważniejszymi osobami we wsi. Nie pracowali, mogli szeroko chodzić drogą. Gospodarze ustępowali im z drogi. Gospodynie również w tym dniu godziły dziewki. W celu wypróbowania charakteru przyszłej pracownicy gospodyni przed jej przyjściem kładła na progu miotłę. Jeśli dziewczyna podniosła ją, oznaczało to, że nadaje się do pracy.
Prezenty dla służby
Na dworze ziemiańskim czas oczekiwania na święta upływał m.in. na polowaniu. Łowy urządzano także 24 grudnia rano. Wyznawano zasadę, że kto w tym dniu choć kilka chwil spędzi pod znakiem św. Huberta, ten może spodziewać się dobrego łowieckiego roku. W dniach poprzedzających Wigilię cały dwór pachniał korzeniami, piernikiem i wanilią. Na stołach w kuchni rosły stosy strucli z makiem, masą orzechową, pistacjową, powidłami oraz przeróżnych tortów i ciastek. Trzeba było zaopatrzyć się w ryby. Poławiano je w stawach lub kupowano od wędrownych sprzedawców. Królem wigilijnej wieczerzy był, oczywiście, karp, choć na świątecznym stole bardzo często gościły także szczupaki, liny, karasie, płocie i okonie. W majątkach ziemiańskich kultywowano również niektóre zwyczaje chłopskie. W kątach pokoju, gdzie ucztowano, ustawiano snopy niezmłóconego zboża, które symbolizowały urodzaj. Na stole pod obrusem układano siano. Było to nawiązanie do warunków, w jakich przyszedł na świat Chrystus. Źdźbła służyły też zabawie. Po wieczerzy wyciągano je spod obrusa i młodzi wróżyli sobie długość życia lub kiedy zawrą związek małżeński. Po kolacji przychodził czas na rozpakowanie ustawionych zazwyczaj pod choinką prezentów. Bogaci posiadacze ziemscy obdarowywali nimi także swoją służbę oraz uboższe od siebie osoby.
Przy pisaniu tekstu korzystałem z opracowań Marii Jastrzębowskiej i Michała Zalewskiego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).