A więc łagodność czy wyrachowanie? Zawieszenie sprawiedliwości czy raczej konsekwentne jej dochodzenie?
W podręcznikowym schemacie wszystko wydaje się jasne: proces inkwizycyjny w średniowieczu opierał się na współdziałaniu władzy kościelnej z władzą świecką, przy czym kompetencje jednej i drugiej pozostawały klarownie porozdzielane: „trybunał inkwizycyjny nie karał w żadnym wypadku karą śmierci, ale wydawał delikwenta w ręce władzy świeckiej z prośbą o oszczędzenie mu życia (…). Kary na delikwentów po wydaniu ich w ręce władzy świeckiej były różne. Obok palenia na stosie i dożywotniego więzienia stosowano konfiskatę majątku, nakładanie publicznej pokuty, posty, jałmużny i pielgrzymki” [1]. Taki obraz odpowiada niewątpliwie prawnym regulacjom wieków średnich, które z jednej strony zabraniały duchownym jakiegokolwiek współdziałania w przelewie krwi [2], z drugiej zaś – podkreślały odpowiedzialność doczesnych władców za wieczne zbawienie ich poddanych. Czy jednak rzeczywistość średniowieczna była jednakowo uporządkowana i posegregowana jak jej prawne zapisy? Czy nie stanowiła raczej jednego organizmu (christianitas), do którego współczesne rozumienie państwa i Kościoła (władzy duchownej i władzy świeckiej), jako dwóch autonomicznych i niezależnych od siebie instytucji, zupełnie nie przystaje?
Stanowiąca fundament nowoczesnego państwa idea rozdziału tego, co boskie, od tego, co cesarskie, współczesnym Grzegorza VII i Henryka IV (druga połowa XI w.) jawiła się raczej jako burzenie porządku ustanowionego przez Boga i – używając kościelnej terminologii – schizma [3]. Wiek później wystąpienie Arnolda z Brescii przeciw świeckiej władzy papieży zostało przez cesarskiego (a nie papieskiego!) kronikarza określone jako przewracanie świata do góry nogami [4]. Jak w takim razie wyglądało w praktyce postępowanie inkwizycyjne? I w jaki sposób rozkładała się odpowiedzialność biorących w nim udział urzędników? Czy – wygodne zapewne z apologetycznego punktu widzenia – zawężanie roli inkwizytorów do samego przeprowadzenia procesu (bez wymierzania kary, zarezerwowanego dla ramienia świeckiego) przystaje do średniowiecznej rzeczywistości?
Wydaje się, że odpowiedzi na tak postawione pytania najłatwiej będzie uzyskać, przyglądając się nie tyle modelowej procedurze inkwizycyjnej (jaką można by sobie wyobrazić w świetle lektury średniowiecznych regulacji prawnych), ile raczej źródłom dokumentującym faktyczne dochodzenie – przeprowadzone w konkretnym czasie i miejscu, w konkretnej sprawie, przez równie konkretnych kościelnych sędziów. Jako podstawę analiz proponuję przyjąć akta procesu zakonu templariuszy w Państwie Kościelnym. Tym bardziej że chociaż od czasu ich wydania minęło już blisko ćwierć wieku [5], historycy (także polscy) sięgają do nich jedynie sporadycznie. Powód owego braku zainteresowania jest prosty: prowadzony przez blisko rok (od września 1309 do lipca 1310) proces nie przyniósł właściwie żadnych rezultatów.
Istotne zeznania złożyło tylko siedmiu członków oskarżonego zakonu, którzy wszakże zostali uwięzieni jeszcze przed rozpoczęciem opisywanego dochodzenia i w jego trakcie odbywali już karę więzienia. Co więcej, żaden z przesłuchanych (jeden kapłan i sześciu fratres servientes) nie należał do grona zakonnych rycerzy, więc ich wiedza na temat organizacji czy obyczajów praktykowanych w zakonie była bardzo fragmentaryczna.
Nie znaleziono natomiast ani jednego zwolennika czy protektora templariuszy, który chciałby się podjąć ich publicznej obrony. Osoby przepytywane w charakterze świadków (czterech kapłanów diecezjalnych, siedmiu zakonników, w większości franciszkanów) o zarzutach stawianych templariuszom nie wiedziały nic. W efekcie cztery piąte liczącego z górą dwieście stron tekstu stanowią protokoły równie uporczywych, co bezowocnych działań. I właśnie dlatego owe akta – w znikomym stopniu użyteczne dla historyka tragicznego zakonu [6] – są za to bezcenne dla historyka inkwizycji, który byłby zainteresowany przebiegiem typowego procesu i opisem rutynowych, wręcz schematycznych procedur podejmowanych jak (nie ukrywajmy) nieco nużący refren w kolejnych miejscach toczącego się śledztwa.
Nie miejsce tu rzecz jasna, aby przedstawiać w obszerny sposób całe dochodzenie; skoncentrujmy się jedynie na interesującym nas zagadnieniu wzajemnych relacji między inkwizytorami a władzą świecką (dotyczących zakresu współpracy i odpowiedzialności, metody postępowania itd.).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).