Kościół katolicki przez tydzień modlił się za uchodźców. Wolontariusze z lubelskiego oddziału Centrum Wolontariatu przekonywali jednak, że trzeba się modlić także za Polaków.
Chodzi o to, by nasze społeczeństwo potrafiło wzbudzić w sobie miłosierdzie dla ludzi, którzy potrzebują pomocy – mówi Natalia Ciołek z Centrum Wolontariatu, która zajmuje się pracą z uchodźcami.
Na terenie Lubelszczyzny funkcjonują cztery ośrodki dla uchodźców. Trzy z nich: Bezwola, Łuków oraz Kolonia Horbów to miejsca, gdzie cudzoziemcy oczekują na dokumenty świadczące o przyznanej ochronie międzynarodowej. W czwartym ośrodku – w Białej Podlaskiej – następuje weryfikacja tożsamości uchodźcy. Tam też otrzymuje on dokumenty, dzięki którym może legalnie przebywać w Polsce.
W naszym regionie znajduje się aktualnie kilka tysięcy uchodźców. Większość z nich to nasi bliżsi lub dalsi sąsiedzi zza wschodniej granicy. – Gdy zaczynaliśmy pomagać uchodźcom, do Polski przybywało najwięcej Czeczenów – wyjaśnia Natalia Ciołek. – Potem przeważali Ukraińcy, a teraz uchodźcy z Tadżykistanu – informuje.
Bycie uchodźcą jest straszne
Do Polski przyjeżdżają całe rodziny albo tylko kobiety z dziećmi, których mężowie zostali zamordowani lub aresztowani za tzw. działalność polityczną. – Ci ludzie chcą normalnie żyć, pracować, chcą, by ich dzieci mogły się uczyć i nie bały się – mówi Natalia Ciołek. Lida Khamzatowa jest Czeczenką. W Polsce mieszka od 10 lat. Jej mąż został zamordowany w czasie wojny w Czeczenii. Ona wraz z czterema synami uciekła do Polski.
– Spakowałam podstawowe rzeczy, zabrałam dzieci i ruszyliśmy w nieznane – opowiada. – Do dziś pamiętam, jak przekroczyliśmy granicę z Polską. Dopiero wtedy poczułam się bezpieczniejsza, ale nie spokojniejsza. Pamiętam pierwszą noc w Polsce. Zasypiałam z pewnością, że nie zerwę się z powodu alarmu bombowego. Z jednej strony oddychałam z ulgą, z drugiej myślałam, jak to będzie. Nie znałam języka, nie miałam grosza w kieszeni, nie mówiąc już o pracy. Bycie uchodźcą jest straszne – dodaje.
Potrzebna nadzieja
Uchodźcy po przyjeździe do Polski na pierwszą decyzję informującą o tym, co dalej z nimi będzie, teoretycznie muszą czekać 6 miesięcy. Często, jak zaznaczają wolontariusze, czas oczekiwania przeciąga się nawet do roku albo i dłużej. Ci, którzy czekają, by państwo polskie wydało im dokument, dzięki któremu legalnie mogą przebywać w naszym kraju, mieszkają na terenie zamkniętych ośrodków, gdzie mają zapewniony dach nad głową i jedzenie. Dostają także raz w miesiącu pieniądze, po 70 zł na osobę.
– Zapewniane są im podstawowe świadczenia, ale oni przede wszystkim pragną, byśmy widzieli w nich ludzi. My często zapominamy, że człowiekowi do życia potrzebne jest nie tylko jedzenie i schronienie. Trzeba mieć jeszcze nadzieję, jakiś cel i pracę – podkreśla Natalia.
Z pracą dla uchodźców jest trudno, bo nawet jeśli mogą ją podjąć, to tej pracy – szczególnie w rejonie ośrodków, w których przebywają – nie ma. – A jak jest, to pracodawcy – w większości poszukujący pracowników do prac sezonowych – płacą im znacznie mniej niż Polakom – przyznaje wolontariuszka. – Straszne jest patrzeć, jak żywiołowy mężczyzna, który przyjeżdża do Polski i chce podjąć pracę, uczyć się polskiego, z miesiąca na miesiąc gaśnie. A ja nie mogę nic z tym zrobić – dodaje.
Uchodźcy bardzo chcą pracować. – Ostatnio rozmawiałam z jednym z panów z Tadżykistanu, który w swoim kraju miał firmę budowlaną – opowiada Natalia. – W Polsce jest od czterech miesięcy i na razie pracy podjąć nie może. Powiedział, że choć dostaje jedzenie w ośrodku, to ono nie smakuje. Bo żeby jedzenie smakowało, trzeba na nie zapracować.
Nie chcą wiele
Natalia zwraca uwagę, że choć uchodźców w Polsce i na Lubelszczyźnie od lat jest wielu, to jednak szum medialny wywołany ostatnimi czasy wokół nich przyniósł bardzo duże zmiany w polskim społeczeństwie. – Kiedyś nie było mowy o zaczepianiu kobiet, wyzywaniu ich. Ludzie nawet nie wiedzieli, że przez lata istniał ośrodek dla uchodźców w Lublinie – opowiada. – Dziś wszystko się zmieniło, Polacy nie chcą w swoim środowisku uchodźców, a ludziom, którzy żyją tu od lat, trudno wytłumaczyć, że teraz wszystko jest inaczej.
Lubelscy wolontariusze, których z roku na rok jest coraz mniej, podkreślają, że uchodźcy nie oczekują od Polaków wiele. – Nie chcą pieniędzy – zaznacza Natalia. – Oni potrzebują zwykłej rozmowy i przede wszystkim szacunku. Ludzie, także my, katolicy, zapominają, że każdy człowiek zasługuje na szacunek dlatego, że jest człowiekiem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.