Oczekujący na przyznanie ochrony międzynarodowej  na terenie Lubelszczyzny przebywają w czterech ośrodkach
Oczekujący na przyznanie ochrony międzynarodowej na terenie Lubelszczyzny przebywają w czterech ośrodkach
Justyna Jarosińska /Foto Gość

Bo byłem przybyszem...

Brak komentarzy: 0

Justyna Jarosińska

GOSC.PL

publikacja 18.10.2016 06:00

Kościół katolicki przez tydzień modlił się za uchodźców. Wolontariusze z lubelskiego oddziału Centrum Wolontariatu przekonywali jednak, że trzeba się modlić także za Polaków.

Chodzi o to, by nasze społeczeństwo potrafiło wzbudzić w sobie miłosierdzie dla ludzi, którzy potrzebują pomocy – mówi Natalia Ciołek z Centrum Wolontariatu, która zajmuje się pracą z uchodźcami.

Na terenie Lubelszczyzny funkcjonują cztery ośrodki dla uchodźców. Trzy z nich: Bezwola, Łuków oraz Kolonia Horbów to miejsca, gdzie cudzoziemcy oczekują na dokumenty świadczące o przyznanej ochronie międzynarodowej. W czwartym ośrodku – w Białej Podlaskiej – następuje weryfikacja tożsamości uchodźcy. Tam też otrzymuje on dokumenty, dzięki którym może legalnie przebywać w Polsce.

W naszym regionie znajduje się aktualnie kilka tysięcy uchodźców. Większość z nich to nasi bliżsi lub dalsi sąsiedzi zza wschodniej granicy. – Gdy zaczynaliśmy pomagać uchodźcom, do Polski przybywało najwięcej Czeczenów – wyjaśnia Natalia Ciołek. – Potem przeważali Ukraińcy, a teraz uchodźcy z Tadżykistanu – informuje.

Bycie uchodźcą jest straszne

Do Polski przyjeżdżają całe rodziny albo tylko kobiety z dziećmi, których mężowie zostali zamordowani lub aresztowani za tzw. działalność polityczną. – Ci ludzie chcą normalnie żyć, pracować, chcą, by ich dzieci mogły się uczyć i nie bały się – mówi Natalia Ciołek. Lida Khamzatowa jest Czeczenką. W Polsce mieszka od 10 lat. Jej mąż został zamordowany w czasie wojny w Czeczenii. Ona wraz z czterema synami uciekła do Polski.

– Spakowałam podstawowe rzeczy, zabrałam dzieci i ruszyliśmy w nieznane – opowiada. – Do dziś pamiętam, jak przekroczyliśmy granicę z Polską. Dopiero wtedy poczułam się bezpieczniejsza, ale nie spokojniejsza. Pamiętam pierwszą noc w Polsce. Zasypiałam z pewnością, że nie zerwę się z powodu alarmu bombowego. Z jednej strony oddychałam z ulgą, z drugiej myślałam, jak to będzie. Nie znałam języka, nie miałam grosza w kieszeni, nie mówiąc już o pracy. Bycie uchodźcą jest straszne – dodaje.

Potrzebna nadzieja

Uchodźcy po przyjeździe do Polski na pierwszą decyzję informującą o tym, co dalej z nimi będzie, teoretycznie muszą czekać 6 miesięcy. Często, jak zaznaczają wolontariusze, czas oczekiwania przeciąga się nawet do roku albo i dłużej. Ci, którzy czekają, by państwo polskie wydało im dokument, dzięki któremu legalnie mogą przebywać w naszym kraju, mieszkają na terenie zamkniętych ośrodków, gdzie mają zapewniony dach nad głową i jedzenie. Dostają także raz w miesiącu pieniądze, po 70 zł na osobę.

– Zapewniane są im podstawowe świadczenia, ale oni przede wszystkim pragną, byśmy widzieli w nich ludzi. My często zapominamy, że człowiekowi do życia potrzebne jest nie tylko jedzenie i schronienie. Trzeba mieć jeszcze nadzieję, jakiś cel i pracę – podkreśla Natalia.

Z pracą dla uchodźców jest trudno, bo nawet jeśli mogą ją podjąć, to tej pracy – szczególnie w rejonie ośrodków, w których przebywają – nie ma. – A jak jest, to pracodawcy – w większości poszukujący pracowników do prac sezonowych – płacą im znacznie mniej niż Polakom – przyznaje wolontariuszka. – Straszne jest patrzeć, jak żywiołowy mężczyzna, który przyjeżdża do Polski i chce podjąć pracę, uczyć się polskiego, z miesiąca na miesiąc gaśnie. A ja nie mogę nic z tym zrobić – dodaje.

Uchodźcy bardzo chcą pracować. – Ostatnio rozmawiałam z jednym z panów z Tadżykistanu, który w swoim kraju miał firmę budowlaną – opowiada Natalia. – W Polsce jest od czterech miesięcy i na razie pracy podjąć nie może. Powiedział, że choć dostaje jedzenie w ośrodku, to ono nie smakuje. Bo żeby jedzenie smakowało, trzeba na nie zapracować.

Nie chcą wiele

Natalia zwraca uwagę, że choć uchodźców w Polsce i na Lubelszczyźnie od lat jest wielu, to jednak szum medialny wywołany ostatnimi czasy wokół nich przyniósł bardzo duże zmiany w polskim społeczeństwie. – Kiedyś nie było mowy o zaczepianiu kobiet, wyzywaniu ich. Ludzie nawet nie wiedzieli, że przez lata istniał ośrodek dla uchodźców w Lublinie – opowiada. – Dziś wszystko się zmieniło, Polacy nie chcą w swoim środowisku uchodźców, a ludziom, którzy żyją tu od lat, trudno wytłumaczyć, że teraz wszystko jest inaczej.

Lubelscy wolontariusze, których z roku na rok jest coraz mniej, podkreślają, że uchodźcy nie oczekują od Polaków wiele. – Nie chcą pieniędzy – zaznacza Natalia. – Oni potrzebują zwykłej rozmowy i przede wszystkim szacunku. Ludzie, także my, katolicy, zapominają, że każdy człowiek zasługuje na szacunek dlatego, że jest człowiekiem.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..

Reklama

Reklama