Żyj swoim życiem

O ucieczce z domu, pięciu latach włóczęgi po włoskich ulicach i o tym, jak Bóg wyciągnął go z dna, opowiada Marek „Makaron” Motyka.

Reklama

Wróciłeś od razu do domu?

Najpierw pojechałem pożegnać się ze znajomymi. Spotkałem wtedy gościa, który stawiał tarota na ulicy. Znałem go dobrze, bo i mnie zdarzało się stawiać tarota. Wtedy w ogóle nie zastanawiałem się nad tym, czy tarot jest zły, czy dobry. Podszedłem do niego z tą swoją radością, euforią wręcz. Ale patrzę mu w oczy i widzę, że to już nie jest to: albo on nie jest tym człowiekiem, który spędził ze mną dwa lata na Sycylii, albo ja już jestem inny. On mówi: „Pociągnij jedną kartę”. Ja mu na to: „Chcesz wiedzieć, jak się czuję?”. On: „Tak”. Wziąłem kartę, odwróciłem ją i, nie patrząc na nią, rzuciłem mu. On przeczytał: „Harmonia”. Nie odpowiedziałem ani słowem, tylko odwróciłem się na pięcie i zostawiłem go. Nigdy więcej nie sięgnąłem już po tarota, kabałę, wróżby, horoskopy.

Jak po powrocie przyjęła Cię rodzina?

Kiedy zapukałem, w drzwiach stanął tata. Popatrzył na mnie – trwało to może cztery sekundy – po czym otworzył drzwi na całą szerokość i mówi: „Wchodź”. Obrócił się na pięcie i sam wszedł do środka, wołając: „Ruśka, zobacz, kto przyjechał!”. Mama ze łzami w oczach wyszła z pokoju. Pięć minut później pociągiem przyjechali siostra i szwagier. Oni, jadąc już w pociągu, czuli, że tego dnia, tuż przed świętami, będę z nimi siedział przy stole.

Pan Bóg poukładał Ci życie?

Po roku spotkałem moją żonę, Agnieszkę. Przegadaliśmy całą noc, do rana. Od razu wiedziałem, że to będzie moja żona; że to dla niej mam się oddać cały, poświęcić życie. Zauważyłem, że aby dawać miłość innym, trzeba nauczyć się chociaż jedną osobę dobrze kochać. Ten kwiatek trzeba podlewać. Od siedemnastu lat tak podlewam (śmiech) i fajnie nam się dzieje. Aga też ma dużą wiarę. Jest bardzo silną kobietą, z charakterem, czasem kubeł zimnej wody na głowę mi wyleje. Po sześciu latach bycia razem urodził się nasz syn. Miał mieć na imię Franek, bo u nas w rodzinie same Franki. Ale dwa dni przed porodem żonie przyśniło się, że syn do niej biegnie, a ona go woła: „Tymoteusz, chodź tutaj!”. Wziąłem „Księgę imion” i zobaczyłem, że imię Tymoteusz pochodzi od greckiego thymos i theos, co oznacza „wychwalający Pana Boga”. Normalnie mnie zamurowało! Teraz Tymek ma już dziesięć lat.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama