O ucieczce z domu, pięciu latach włóczęgi po włoskich ulicach i o tym, jak Bóg wyciągnął go z dna, opowiada Marek „Makaron” Motyka.
Wracałeś do swoich włoskich przeżyć?
Grzech dopadł mnie trzy lata po powrocie. Dopiero wtedy poczułem, jaką krzywdę zrobiłem rodzicom. Oni mnie szukali, a ja sobie gwizdałem na wszystko i jeździłem po świecie. Wielką krzywdę zrobiłem mamie, która zaczęła się leczyć psychicznie. Człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak wielki to dramat dla rodzica, kiedy dziecko nie daje znaku życia. Spowiadałem się z tego trzy czy cztery razy, bo nie umiałem sobie z tym grzechem poradzić. Wreszcie spotkałem człowieka, który mi powiedział: „Marek, otrząśnij się! Mało, że Pan Bóg ci wybaczył? On przecież umarł za nasze grzechy, chłopie! To »kosmaty« cię męczy. Jemu o to chodzi, żebyś nie czuł się szczęśliwy”.
Jak teraz patrzysz na to, co Ci się przydarzyło?
Po prawie dwudziestu latach widzę, że to mógł być jakiś rodzaj opętania. Ale Bóg chciał mnie uzdrowić, żebym żył. Dał mi drugą szansę. I wiem, że nie muszę niczego Panu Bogu udowadniać. On nie chce, żebym się zmuszał do czynienia jakiegoś dobra, nie chce mnie zniewolić. Słowami: „Żyj swoim życiem” dał mi do zrozumienia, jak wielką jest miłością i miłosierdziem. Życie jest darem i On daje nam wolną wolę, żebyśmy z niego korzystali mądrze. Żebyśmy mieli radość i dawali ją innym. Bo przez naszą radość widać wiarę. Dawniej ludzie też mnie lubili, bo byłem radosny. Ale jakoś nigdy nie pytali: skąd ty masz tę radość? A teraz pytają. Odpowiadam im: „Bo wierzę, bo Pan Bóg jest, bo mnie uzdrowił”. Często słyszę: „A wiesz, że widać to po tobie?”.
W jaki sposób dzielisz się tą radością?
Przez zwykłe rzeczy: obcowanie z ludźmi, rozmowę. Sam nie wiem – to nie ja tu daję. Ja sobie tylko gram i śpiewam, ale wiem, że to nie jest prawdziwy powód radości innych. To Duch Boży działa przez człowieka, kieruje słowami. Nieraz biorę gitarę i śpiewam coś w nieokreślonym języku. To taki „dar języków” – kiedy z wielką radością pozwalamy naszemu głosowi wielbić Boga. A Duch Boży oddaje tę radość, która w nas jest, Panu Bogu. Mnie nie ma w tym momencie. Nie zastanawiam się nad słowami – po prostu wydobywają się ze mnie jakieś głoski. I dobrze. Lepiej, żeby tego „ja” było jak najmniej.
Marek „Makaron” Motyka - rocznik 1973. Gitarzysta i pieśniarz bluesowy. Od lat wydobywa z archiwów stare śląskie pieśni i łączy je z korzennym bluesem Delty.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.