O rosnącym kulcie błogosławionych Michała Tomaszka i Zbigniewa Strzałkowskiego opowiadają o. Jan Maria Szewek i br. Jan Hruszowiec, krakowscy franciszkanie.
Miłosz Kluba: 7 czerwca, po raz pierwszy obchodziliśmy liturgiczne wspomnienie franciszkańskich męczenników z Pariacoto. Tymczasem ich kult rozwija się prężnie.
Br. Jan Hruszowiec: Parafie zapraszają nas na tzw. niedziele męczenników. Przywozimy tam relikwie pierwszego stopnia, które przez cały dzień znajdują się w prezbiterium (można je ucałować), ojciec głosi kazania o męczennikach. W Boże Ciało byliśmy też np. na rzeszowskim koncercie „Jednego serca, jednego Ducha”. Tam również pojechali z nami męczennicy w znaku relikwii. Od dnia beatyfikacji przez nasze drzwi wyszło już 106 tys. obrazków z ich relikwiami drugiego stopnia (cząstkami ubrań) – odbieranych osobiście, wysyłanych pocztą. Od początku kwietnia mamy też różańce, także z relikwiami. Ich rozprowadziliśmy już 8 tysięcy.
O. Jan Maria Szewek: Jako pierwsi takie obrazki z relikwiami otrzymali uczestnicy Mszy św. w naszej bazylice przy Franciszkańskiej w Krakowie, którzy modlili się tam w godzinie beatyfikacji Zbyszka i Michała. Drugą, o wiele mniejszą grupą byli pracownicy TVP w Warszawie, którym obrazki rozdałem tuż po zakończeniu transmisji z beatyfikacji.
Skąd takie zainteresowanie postaciami misjonarzy z Peru, a co za tym idzie – materiałami o nich, obrazkami z ich relikwiami?
O. J.M.S.: Powodów jest wiele. Ludzie potrzebują orędowników w różnych sprawach. Podczas wizyty w programie „Ziarno” dzieci pytały, o co możemy się modlić za wstawiennictwem błogosławionych. Odpowiedziałem, że o wszystko, ale jednak nasi bracia zostali od razu „sformatowani” przez Indian, wśród których pracowali. Jeszcze zanim doszło do bea- tyfikacji, przy grobie o. Michała gromadziły się dzieci, a przy grobie o. Zbigniewa – starsi i chorzy. Do tego doszła nowa wąska „specjalizacja”. Po zamachach we Francji i Belgii ludzie oddolnie zaczęli ich kojarzyć z obroną przed terroryzmem. O ile patronów dzieci czy chorych mamy w Kościele wielu, o tyle takich obrońców przed terroryzmem chyba do tej pory nie było. Ludzie bardzo dobrze skojarzyli, że męczennicy zginęli z rąk terrorystów – innych, co prawda, bo komunistycznych, ale jednak terrorystów.
Br. J.H.: Był taki etap poszukiwania, co Opatrzność Boża chce nam przez nich pokazać. Odkryliśmy to po świadectwach ludzi właśnie z Zachodu. To nie był zabobon, to wszystko było bardzo szczere. A pisali, że mając te obrazki z relikwiami, mimo świadomości, że wybuchają bomby, coś ich broniło przed wpadaniem w rozpacz i strach.
To był też początek krucjaty różańcowej o pokój na świecie?
Br.J.H.: Wtedy powstały pierwsze grupy różańcowe pod patronatem Zbyszka i Michała, które zaczęły się modlić o pokój, o ustanie terroryzmu. To był dla nas znak do przygotowania różańców, o których wspominałem. Chcieliśmy podesłać tym ludziom dobre narzędzie. Teraz to nie są zamówienia po kilka, ale czasem po 400–500 sztuk, żeby zrobić akcję np. w Anglii.
O.J.M.S.: Ten fenomen bierze się właśnie stąd, że my niczego nie narzucamy. Popularyzujemy to, opowiadamy o naszych braciach w mediach, podpowiadamy, ale inicjatywa wychodzi od ludzi. My to tylko podejmujemy. Stąd 5 maja, podczas drugiej części kapituły prowincjalnej zwyczajnej w Kalwarii Pacławskiej k. Przemyśla, prowincjał o. Marian Gołąb zainicjował krucjatę różańcową w obronie przed terroryzmem przez wstawiennictwo naszych męczenników.
Br. J.H.: Teraz jesteśmy na etapie dopracowywania szczegółów, zasad przystępowania do krucjaty, struktury. Modlitwa już trwa, jeszcze w tym miesiącu gotowe będą formalności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).