To ludzkie zmartwychwstanie bez spektakularnych objawień, duchowych fajerwerków, religijnego show i tylko z jednym cudem. Jest nim historia Jacka, czyli do siedmiu razy sztuka.
Trafił do więzienia raz, a potem wracał tam aż pięciokrotnie. Zaczęło się od podrabiania czeków, włamań i kradzieży. W grę weszły narkotyki, stopniowo coraz cięższe. Później zdarzały się napady na pojedyncze osoby, kradzieże samochodów i motorów. Na koncie ma też handel kobietami i napaść z bronią na oddziały bankowe. Jakiś czas temu Pan Bóg mu to konto wyczyścił, a raczej oczyścił i potem wpłacił mu jeszcze zaliczkę. Zaliczkę miłosierdzia.
Dumny osadzony
W domu ojciec pił i bił matkę. Z bratem byli jedynie od wykonywania rozkazów. Brakowało rodzinnego ciepła, dobrego kontaktu i wzorców. Stabilnej podstawy wychowawczej, na której można dorastać. – Z perspektywy czasu widzę, że nie umiałem nazywać emocji. Znałem tylko te skrajne, czyli depresję i euforię – wspomina mężczyzna. W wieku 14 lat zaczął palić marihuanę, potem szło piramidalnie, przez amfetaminę, LSD do heroiny. Nieunikniony konflikt z prawem stał się codziennością. Zaczęły się wielokrotne zatrzymania przez policję, np. za kradzież radia samochodowego czy pobicia.
– Pierwszy raz do „puszki” wpakowali mnie za podrabianie czeków. Na 3 miesiące – mówi Jacek. Co potem? Życie dało nauczkę? Nie. Stała się rzecz kompletnie odwrotna. Zamiast refleksji nad sobą w umyśle zagościły… duma i satysfakcja. – Wychowałem się w środowisku, gdzie etykę wykładali starsi koledzy. Naszymi bożkami były pieniądze i kobiety, a słowo „honor” zostało zdewaluowane. Mieliśmy swoje zasady – opisuje wrocławianin. Jeśli ktoś siedział w więzieniu, rozpierała go duma. Czuł się jak prawdziwy mężczyzna. To była dla Jacka pożądana inicjacja.
Kasa, samochody, kobiety
Później przyszły kradzieże motorów i samochodów. Znowu za kraty. Tym razem po blokadzie na drodze policja zatrzymała go w mercedesie, który ukradł. – Wtedy już miałem ważniejszych kolegów, zapłacili za adwokata i wyciągnęli mnie po 3 miesiącach z wyrokiem w zawieszeniu – wspomina. Resocjalizacja? Bujda. Wszedł w większe bagno: handel prostytutkami.
– Szukasz kobiet, które potrzebują pieniędzy, czyli „pracy”. One zgadzały się na płatny seks, potem umieszczałem je w agencjach, np. w Berlinie, czyli robiłem jako pośrednik – przyznaje się mężczyzna. Wkrótce jednak wpadł i ponownie znalazł się w zakładzie karnym – z bardzo buńczucznym podejściem. Wiedział, że wyjdzie szybko. Traktował więzienie jak obóz przejściowy. W środku wszyscy znajomi, ludzie „po fachu”, a więc nawiązywał kontakty, grypsował. Był kimś.
Po trzecim wyjściu zwiększyły się nie wyrzuty sumienia, ale… potrzeby materialne. Kasa, samochód, kobiety. Nałóg narkotykowy się wzmagał, a wraz z nim życiowe ciśnienie. Dalej kradł samochody i uzależnił się od heroiny. Do tego drobne krętactwa, oszustwa, w międzyczasie trochę pracy. – Narkotyk stał się dla mnie bogiem – przyznaje Jacek. Przeszedł odtrucia i różne detoksy, ale próby wyzwolenia okazały się na dłuższą metę nieskuteczne. Problem leżał głębiej niż w żyłach.
Mylne światełko w tunelu
Kwestią czasu okazały się poważniejsze przestępstwa i idące za nimi wyroki. Wrócił do skumulowanych niekontrolowanych emocji. – Narkotyki zastąpiłem alkoholem. Nie mogłem już nad tym zapanować. Reagowałem agresją na wszystko – przypomina sobie mężczyzna. W końcu napadł na kobietę, żeby zabrać jej samochód, bo jej mąż był winny komuś pieniądze. Chodziło o wyegzekwowanie długu. Poszkodowana rozpoznała go później na fotografiach. Wyrok: 5,5 roku. W czasie odsiadki spędził prawie rok w Monarze.
– Wyszedłem stamtąd z przeświadczeniem, że jestem zdrowy. Nie miałem w ogóle pojęcia o mechanizmach uzależnienia – mówi.
Na wolność wrócił po 4,5 roku za dobre sprawowanie, rozpoczął w końcu normalne życie. Odwrócił się od znajomych z półświatka. Zaczął pracować jako kucharz, potem założył swoją działalność gospodarczą w firmie budowlanej. Ale czuł, że bardziej spełniał czyjeś oczekiwania niż swoje. – Chciałem żyć normalnie, ale nie miałem pojęcia, co to znaczy. Funkcjonowałem względnie spokojnie, bez incydentów, jednak… do czegoś mnie ciągnęło – przyznaje z perspektywy czasu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.