A światłość w ciemności świeci…

...i ciemność jej nie ogarnęła – jak pisał św. Jan Ewangelista. I tak jest z niewidomymi z Wrocławia.

Reklama

W tych historiach nie znajdziemy taniego pocieszania, litości czy niezaradności. Mamy do czynienia z ludźmi przepełnionymi pasją do życia, którzy często dostrzegają o wiele więcej niż osoby z sokolim wzrokiem.

Sama, ale nie samotna

Beata Wawerska ma 73 lata, wzrok traciła sukcesywnie od dzieciństwa. Od około 30 lat nie widzi kompletnie nic. Mimo to częstuje rosołem, robi herbatę, szykuje pucharki z lodami, pędzi, by odebrać telefon. W domu porusza się jak ryba w wodzie. Sama gotuje, a często nawet dokarmia bliskich i znajomych. – Nie wiem, kiedy panuje dzień, a kiedy noc. Od tego mam zegary i radio. Owszem, mieszkam sama, ale nie jestem samotna – zaznacza wrocławianka.

– Czuję opiekę Pana Boga i Maryi, dlatego nie doskwiera mi samotność. A jest przecież jeszcze tylu świętych wokół nas!  – uśmiecha się Beata Wawerska.

Nie pamięta, kiedy kompletnie straciła wzrok. Ciężko jej było dopiero po śmierci męża, ale syn wraz z rodziną dbają o seniorkę. – Jako niewidomi nie jesteśmy w stanie sami do końca funkcjonować, dlatego tak ważni okazują się ludzie, którzy służą codziennym wsparciem. Choć z drugiej strony staram się tego nie nadużywać i robię sama, ile mogę – podkreśla pani Beata.

Nigdy nie miała pretensji do Pana Boga, że coś jej zabrał, że pozwolił na taką niepełnosprawność. Przeciwnie. W rodzinnym domu wychowywała się z pięciorgiem rodzeństwa i nie raz dziękowała Bogu za to, że to właśnie ją dotknęła ślepota, bo nie wie, jak inni by sobie z tym poradzili. Jej się udało. – Żałuję jedynie, że nie widziałam oczu mojej mamy – po policzkach kobiety spływają łzy. Po utracie wzroku nie utraciła wiary. Wręcz odwrotnie. Niegdyś była niedzielną katoliczką, a teraz formuje się w dwóch wspólnotach: w duszpasterstwie niewidomych archidiecezji wrocławskiej oraz Apostolacie Zbawczego Cierpienia przy parafii pw. św. Henryka we Wrocławiu. Nie rozstaje się z różańcem. Przez całe życie pomagała chorym i cierpiącym. Pracowała 47 lat jako rehabilitantka i masażystka.

– Zawsze kochałam ludzi i byłam cały czas aktywna. Lubiłam swoją pracę, sprawiała mi wielką przyjemność. Niestety pięć lat temu spadłam ze schodów i złamałam kręgosłup. Bardzo mi brakuje pacjentów, których miałam w sercu – przyznaje wrocławianka. Dlatego zaangażowała się mocno w Apostolat Zbawczego Cierpienia, który gromadzi wiernych z różnorodnymi niepełnosprawnościami i chorobami. Pani Beata znalazła się w nim 15 lat temu, a na tę drogę zaprowadziła ją… pacjentka. Wtedy właśnie rozbudziła się jej religijność. Dzisiaj widzi, że daje jej to siłę do przyjęcia każdego następnego dnia. – Mam oparcie w Najwyższym, szczególnie kiedy łapie mnie smutek lub boli kręgosłup, a nie mogę wyjść z domu. Wiem, że Chrystus cierpiał o wiele mocniej. Dlatego natychmiast chwytam za różaniec i modlę się. Mnóstwo razy myślałam o tym, co bym zrobiła bez wiary w Boga. Byłabym strasznie jałowa. Nosiłabym ogromną pustkę – opisuje pani Beata. Pamięta dobrze czas, kiedy nie potrafiła odmawiać Różańca, tylko przyglądała się, jak robi to matka.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama