Święty i jego matki

Chodził po wodzie i rozmnażał chleb. Czytał w ludzkich duszach ponad 300 lat temu. Dzisiaj w Kanadzie, USA i w Europie ma tysiące fanów... na Facebooku. To niepłodne matki, które dzięki jego wstawiennictwu urodziły dzieci. 


Reklama

Bracia opuszczają Muro Lucano. Gerard zalewa się łzami, jak wtedy w małym pokoiku, kiedy ksiądz odmówił mu Komunii. Ale i teraz spływa na niego światło. Słyszy: „Wstań i idź za nimi!”. W środku nocy wybiega z domu. W liście do mamy pisze: „Mamusiu, wybacz mi. Idę, by zostać świętym!”. Po kilku godzinach biegu Gerard dogania braci. Ale musi długo i uparcie nalegać, by pozwolili mu iść ze sobą. Po pół roku próby przełożony, ojciec Cafaro, mówi do Gerarda: „Chcesz być świętym? Pamiętaj, że musisz umierać we wszystkim, siebie uniżyć, nawet kiedy jesz, pijesz czy śpisz”.


Nasz kwiat


Ojciec Antonio Tannoia, biograf św. Gerarda, pisze, że redemptorysta ten godzinami leżał nie krzyżem, ale na krzyżu. W Wielkim Tygodniu nic nie jadł, nie pił, nocami się modlił. Wieczorem w Wielki Czwartek wchodził jakby w rodzaj wewnętrznej agonii w swojej celi. Jednoczył się tak z Chrystusem. „Wszystko robić w Bogu i dla Boga. Kochać Go” – zapisywał na karteczkach. Był bezwzględnie posłuszny przełożonym. Do tego stopnia, że gotów był wejść nawet do gorącego pieca jeśli taka byłaby wola przeora. Zakonnicy często posyłali Gerarda z listami do innych miast. Kiedy trzeba było coś jeszcze załatwić, a przełożony zapomniał o tym powiedzieć Gerardowi przed wyjściem, wystarczyło, by pomyślał o sprawie, a święty na odległość kilkudziesięciu nawet kilometrów rzecz załatwiał. 


Krótkie życie Gerarda – zmarł w wieku 29 lat – jest jak barwny scenariusz nieziemskich scen na wielkie ekrany. Piękna jest historia jego zaślubin z Matką Bożą, kiedy to w czasie procesji nałożył Jej obrączkę na palec, albo kiedy rozmnożył chleb wśród nędzarzy. Już za jego życia zaczęły dziać się cuda wokół kobiet oczekujących potomstwa. U jednej z nich zostawił w domu chusteczkę. „Przyda ci się jeszcze” – powiedział. I kiedy miała rodzić dziecko, a lekarz obawiał się, że kobieta umrze, przypomniała sobie o chusteczce. I zaczęła się modlić. Gerard był już po drugiej stronie życia. Dziecko urodziło się zdrowe, a jego mama natychmiast nabrała sił. 


We Włoszech, w sanktuarium w Materdomini, gdzie Gerard umarł 16 października 1755 r., trwają dziś procesje i nowenny do świętego. Jest tam też kilka pomieszczeń udekorowanych zdjęćciami dzieci, czy wiszących niebiesko-różowych baloników, bucików i mnóstwem listów. To wota dziękczynne za urodzenie tysięcy dziewczynek i chłopców od rodziców, przed którymi medycyna rozkładała już ręce. W Muro Lucano z kolei, gdzie święty się urodził, co roku przez kamienne uliczki na wzgórzu sunie gęsty tłum: władze miasta, biskupi, redemptoryści i mieszkańcy. Są też pielgrzymi z całych południowych Włoch. Kilkunastu krzepkich mężczyzn niesie wtedy gigantyczną figurę św. Gerarda. Wokół niej idzie tłum kobiet. Łzy na ich policzkach mówią: tęsknię za macierzyństwem. Wierzą, że św. Gerard tej tęsknocie zaradzi.

– Święty ten jest najpiękniejszym kwiatem naszej ziemi – mówił w czasie tegorocznej procesji Marcello Pittella, prezydent Bazylikaty. – To święty, który kradnie ludzkie dusze. W sensie najlepszym, jaki może być. I niesie je do Boga. On nosił Boga innym za życia, w słowie. Teraz pod postacią wymodlonych dzieci.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama