O sile uwielbienia, Polsce, która „jeszcze nie zginęła”, i koncercie, na który walą coraz większe tłumy, z Janem Budziaszkiem rozmawia Marcin Jakimowicz.
Ksiądz Piotr Osiński zauważył kiedyś, że przetrwały jedynie te chrześcijańskie zespoły, który chciały oddać chwałę Bogu, a nie kombinowały po cichu, jak zrobić karierę na świeckim rynku…
To prawda. Największym „hakiem” jest śpiewanie o Panu Bogu, ale jednocześnie… szukanie własnej chwały.
Ale przyjemnie zostaje się Zasłużonym dla Województwa Podkarpackiego? Odznakę przyznał Ci właśnie sejmik podkarpacki.
Gdy o tym usłyszałem, pomyślałem, że to są jakieś jaja…
Nie budujesz domu pod Rzeszowem?
Myślę, że gdyby nie finanse związane z koncertem, to już bym jakiś domek wybudował. (śmiech)
Widząc 40-tysieczny tłum, nie kombinujesz: „A gdyby tak każdy dał po dwa złote za bilet”?
Do Kościoła wchodzisz za darmo. Gdybym wprowadził bilety, zatraciłoby się poczucie wolności. Chcę, by ludzie dali coś bezinteresownie, kupili płyty, które są „cegiełkami”, ale nie myślę o biletach.
Zastanawiałeś się, dlaczego Pan Bóg postawił cię na czele rozśpiewanej bandy jazzmanów i rockmanów?
Nie znam innej odpowiedzi niż ta, której zawsze udzielała Bernadeta Soubirous. Zapytana o to, dlaczego Matka Boża objawiła się właśnie jej, a nie księdzu proboszczowi czy księdzu biskupowi, odpowiadała: „Nie wiem, ale myślę, że gdyby spotkała kogoś mniejszego i głupszego, to by jego wybrała”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.