„Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną” – głosi pierwsze przykazania. Czyli w sumie kogo? Lub co?
Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" na kanwie KKK 2087-2094
Pierwszym bożkiem, którego człowiek stawia ponad Bogiem prawdziwym zawsze chyba jest on sam. To jego „JA” jest tym, co stawia ponad Bogiem. Człowiek wie lepiej, człowiek sądzi Boga, wybiera, co chce przyjąć, a czego przyjąć nie chce, decyduje, że może uznać kogoś lub coś za ważniejszego od Boga. On, pan i władca, pępek świata. To właśnie ta niechęć do zgięcia prze Bogiem kolan, niechęć do uznania, że On jest Bogiem, niechęć do oddawania Mu czci widoczna jest w mniejszym czy większym stopniu w każdej właściwie łamiącej pierwsze przykazanie postawie, w każdym łamiącym to prawo czynie. I prowadzi do wielu innych grzesznych decyzji w innych dziedzinach.
To jednak dość ogólne stwierdzenie, dlatego warto przyjrzeć się szczegółom. Wielka ich mnogość. Dziś więc tylko o grzechach przeciwko wierze, nadziei i miłości. Czyli?
Przeciw wierze
W Katechizmie Kościoła Katolickiego jako pierwsze wymieniono dotyczące wiary dobrowolne wątpienie (2088). Polega ono na „lekceważeniu tego, co Bóg objawił i co Kościół podaje do wierzenia, lub też odmawia uznania tego za prawdziwe”. Jeśli jest ono podtrzymywane – może prowadzić do duchowego zaślepienia – przypominają autorzy Katechizmu.
Hm... Nie wolno nie wolno mi już myśleć, pytać, próbować wyjaśniać wątpliwości? Ano można. Taka postawa często umacnia zresztą wiarę i sprawia, że nie tak łatwo poddaje się ona w obliczu nowych trudności czy krytyki. Nie jest też grzechem coś, co można nazwać wątpieniem niedobrowolnym – „chwiejność w wierze, trudność w przezwyciężaniu zarzutów związanych z wiarą lub też niepokój spowodowany jej niejasnością”. Ale kto nie spotkał się z człowiekiem, który – w różnych sprawach zresztą – mając niby wątpliwości, tak naprawdę wyjaśnienia żadnej nie szuka, ale już wie swoje? Jest głuchy na argumenty, nie przyjmuje do wiadomości faktów, ale z uporem trwa w tym co sobie w głowie namotał, bo tak mu po prostu z jakiegoś powodu jest wygodniej?
Innym grzechem przeciwko wierze, nieraz pewnie rodzącym się z owych dobrowolnych wątpliwości, jest oczywiście niewiara. Jest ona „lekceważeniem prawdy objawionej lub dobrowolną odmową dania przyzwolenia na nią” (KKK 2089). Jeszcze innym – herezja. Czyli „uporczywe, po przyjęciu chrztu, zaprzeczanie jakiejś prawdzie, w którą należy wierzyć wiarą Boską i katolicką, albo uporczywe powątpiewanie o niej” (KKK 2089). W tym drugim nie chodzi o niechciane wątpliwości, o szukanie, pytanie, albo i jakiejś trwanie w niepewności z nadzieją rozwiązania wątpliwości, ale raczej o dostarczanie sobie coraz nowych argumentów przeciw prawdzie wiary, zwłaszcza gdy połączone jest z publicznym głoszeniem takich poglądów. Jest też grzech schizmy, polegający na „odmowie uznania zwierzchnictwa Biskupa Rzymu lub wspólnoty z członkami Kościoła uznającymi to zwierzchnictwo” (KKK 2089). Jest też w końcu grzech apostazji – czyli całkowite porzucenie wiary chrześcijańskiej. W wszystkich tych wypadkach nie chodzi o to, by nie szukać, nie pytać, ale by szukając i pytając jednak pamiętać, kim jest Bóg. I uznać, że choć nie zawsze czy nie do końca rozumiem – On ma rację.
Przeciw nadziei
A grzechy przeciw nadziei? Przeciwko prawie każdej cnocie (a nadzieja to obok wiary i miłości jedna z cnót teologalnych) zgrzeszyć można niedomiarem lub nadmiarem. Cnota jest pośrodku. „Nadzieja – przypomnijmy – jest ufnym oczekiwaniem błogosławieństwa Bożego i uszczęśliwiającego oglądania Boga; jest także lękiem przed obrażeniem miłości Bożej i spowodowaniem kary” (KKK 2090).
Grzechem braku nadziei jest rozpacz. Nie polega ona na popadnięciu w jakieś przerażenie, beznadzieje, miotanie się, ale... Bez oceniania, skazywania... Zachęcałem kiedyś pewnego człowieka, by poszedł się pomodlić do Kościoła. Może na mszę, może do spowiedzi? Odpowiedź, którą usłyszałem była straszna. „Ja? Dobrze, że Pan Jezus ma te nogi do krzyża przybite, bo gdyby mnie zobaczył modlącego się pod krzyżem, to by mnie kopnął w ryj” (przepraszam za dosłowność, ale tak powiedział).
„Wskutek rozpaczy człowiek przestaje oczekiwać od Boga osobistego zbawienia, pomocy do jego osiągnięcia lub przebaczenia grzechów” – wyjaśnili autorzy Katechizmu (2091). I dodali: „Sprzeciwia się dobroci Boga i Jego sprawiedliwości - gdyż Bóg jest wierny swoim obietnicom - oraz Jego miłosierdziu”. Można oczywiście pytać o powody owej rozpaczy, do grzechu potrzebna tez przecież świadomości i dobrowolności, ale pozostaje faktem, że dopóki człowiek nie pozwoli sobie choć na iskierkę nadziei nie zwróci się do Boga.
A nadmiar nadziei? To zuchwałość. „Istnieją dwa rodzaje zuchwałej ufności. – wyjaśnili autorzy Katechizmu - Albo człowiek przecenia swoje zdolności (mając nadzieję na zbawienie bez pomocy z wysoka), albo też zbytnio ufa wszechmocy czy miłosierdziu Bożemu (mając nadzieję na otrzymanie przebaczenia bez nawrócenia oraz chwały bez zasługi)” (KKK 2092).
To przecenianie swoich zdolności widać w różnych wymiarach życia osobistego czy relacji z bliźnimi. Warto zwrócić w tym kontekście uwagę na problemy ze skrupułami. U ich podstaw dość często tkwi przekonanie, że zbawienie otrzymam, jeśli będę idealny albo jeśli przynajmniej idealnie wyznam swoje grzechy w konfesjonale. W innych sytuacjach widzimy z kolei łatwość potępiania grzeszników połączoną z przekonaniem o własnej doskonałości, jakbyśmy wszyscy nie byli grzesznikami i wszyscy nie potrzebowali do świętego życia Bożej łaski...
A owo przekonanie, że skoro wierzę, to już nie musze po chrześcijańsku żyć, bo Bóg mnie kocha i i tak mi przebaczy? Słuchałem kiedyś podczas pewnego spotkania wierzących wystąpienia „nawróconego”. Mówiąc o Bożym miłosierdziu posuwał się aż do szydzenia z tych, którzy mówią o Bożej sprawiedliwości, sądzie i karze. Jego wypowiedzi sala przyjmowała z aplauzem. Nie mnie oczywiście sądzić konkretnych ludzi, ale wiara to przecież nie czysto teoretyczne powiedzenie Bogu „tak”. Jeśli nie idzie za nią życie, jest okłamywaniem, czyż nie? Uwielbianie i wznoszenie rąk podczas modlitwy nie zastąpi uczciwego życia czy choćby sumienności w wypełnianiu swoich obowiązków.
Przeciw miłości
No i grzechy przeciw miłości, miłości Boga... To obojętność, która „zaniedbuje lub odrzuca miłość Bożą; nie uznaje jej inicjatywy i neguje jej moc”. (KKK 2094). To niewdzięczność, która nie widzi Bożej dobroci i nie odwzajemnia jej miłością. To oziębłość, która jest „zwlekaniem lub niedbałością w odwzajemnieniu się za miłość Bożą”; to „znużenie lub lenistwo duchowe posuwające się do odrzucenia radości pochodzącej od Boga i odrazy wobec dobra Bożego”. Oj, jak często taką postawę widać np. w wiecznie narzekających, także na to, co w sumie dobre, w czym można by się wręcz dopatrywać działania Bożej łaski. Ot, krytyka starań duszpasterskich, ruchów i wspólnot w Kościele katolickim...
Największym grzechem przeciw teologalnej cnocie miłości jest jednak nienawiść. „Sprzeciwia się ona miłości Boga, zaprzecza Jego dobroci i usiłuje Mu złorzeczyć jako Temu, który potępia grzech i wymierza kary” (2094). To co innego niż zwykła niewiara, prawda? Taki „osobisty wróg Pana Boga” w sumie uznaje przecież Jego istnienie, ale z perspektywy kogoś mądrzejszego i lepszego neguje jego dobrość i miłość. Tak, z perspektywy kogoś mądrzejszego i lepszego. Bywa przecież, że człowiek zaczyna w dobroć czy miłość Boga wątpić, dlatego pyta, szuka zrozumienia. Ale nie posuwa się do stawiania siebie samego ponad Bogiem. Nienawiść Boga wyrasta natomiast z pychy; przekonania że jest się od Boga lepszym i ma się prawo Go sądzić. Jest w tym coś wprost diabelskiego, prawda?
Tak, grzechy przeciwko pierwszemu przykazaniu często sprowadzają się do postawienia siebie samego ponad Bogiem. O innych – w kolejnym odcinku. A następnej stronie - teksty Katechizmu Kościoła Katolickiego, dotyczące poruszanego w artykule tematu
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).