Czasem łapię się na tym, że odruchowo chcę powiedzieć: „księże profesorze” zamiast „księże proboszczu”.
Nie dlatego, że jedno od drugiego godniejsze, ale ponieważ pewien rodzaj mądrości warto uszanować. Trzeba z niego korzystać.
Na pewno to się nie stało automatycznie, w sensie lata plus urząd równa się… Jednak czas spędzony przy tym, co ten urząd nakazuje, uparty ciąg tych wszystkich chwil, ich codzienny rytm, słabość i łaska – tak, to już musi coś znaczyć. Tylko Bóg wie, ile kryje się za ponawianą od lat zachętą do codziennej Eucharystii, za tym pierwszym uklęknięciem w porannej ciszy parafialnego kościoła. Puste ławki, zgiełk pierwszych komunii, nadzieja bierzmowań, próby szukania dobra, ścieżka wydeptana do chrzcielnicy i konfesjonału, decyzje… Co by było, gdyby ciebie tu nie było? Co by z nami było, księże proboszczu?
Mamo, tato, panie Darku, Bożenko, siostro Gertrudo… Ilu jeszcze takich? Ludzi, którzy nam towarzyszą – czasem cicho, niepostrzeżenie, w tle, niemal jak nieodłączne elementy naszego osobistego krajobrazu. Tylko czasem przyłapani na trosce o nas, codziennej przecież. Zauważani w dzień urodzin i jubileusze. Niekiedy chciałoby się powiedzieć: nie opuszczajcie nas. Wytrwajcie, nie przestawajcie. To, co robicie, jest ważne, niedocenione a nieodzowne, byśmy mieli konieczną wiedzę, opiekę, wskazówki na drogę. To wszystko, co zwykłe: odśnieżoną drogę do pracy, papier i kredki pod ręką, modlitwę, chleb. Ślady waszej przy nas obecności.
*
Pisze ksiądz Peter Blank w „Nie jesteś sam. Na drogach towarzyszenia duchowego”: „Stoi się przed poważnym problemem, wszystko wydaje się być zagmatwane, poplątane, nie pomaga żadna rada… i nagle otwierają się jakieś drzwi, roztapia się lodowy pancerz wieloletniego żalu, a twardy i zgorzkniały człowiek zaczyna płakać i pyta się nieporadnie: Co mam teraz zrobić? (…) Nigdy się nie dowiem, jak mogło dojść do takiego cudu. Jedno jest pewne – nie ja do niego doprowadziłem. Oczywiście to zawsze miłość i łaska Boża są odpowiedzialne za cuda, szczególnie za takie cuda. Ale możliwe, że ktoś wysłał mi transfuzję krwi w postaci intencji – jakaś karmelitanka bosa, jakiś chory leżący na oddziale intensywnej terapii, jakaś matka, która przemadla cierpienie swoich dzieci, jakiś brat przebywający w domu spokojnej starości, jakaś staruszka, która o chodziku przyszła do kościoła, żeby zapalić świeczkę przy figurze Matki Bożej za chorą sąsiadkę… Jak dobrze jest czuć, że ktoś modli się za mnie. To wzmacnia tę pocieszającą świadomość: nie jesteś sam”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Najnowsze badania przeprowadziło Centrum Razumkowa w Kijowie.
Na audytorium w parafii św. Piusa X w Rzymie zapanowała głucha cisza.