W pociągu do Żywca, w ogrodzie amerykańskiej Georgii, w klasztornym internacie w Bielsku, w drodze na Jasną Górę, na szkolnych korytarzach w Oświęcimiu – w różnych sytuacjach nasi Czytelnicy spotkali ludzi w habitach.
Kiedy w listopadzie ubiegłego roku papież Franciszek zachęcił Kościół do przeżywania Roku Życia Konsekrowanego, zaprosiliśmy czytelników do spisania wspomnień ze spotkań z zakonnikami i siostrami zakonnymi. Wielu pisało o swojej wdzięczności za ich cichą służbę, czas, który „za klasztorną bramą płynie jakby inaczej, bo starcza go dla Pana Boga i każdego, kto zapuka do drzwi” – jak pisał jeden z czytelników. Pięć osób przesłało obszerne wspomnienia.
Jak dobra matka
O spotkaniu ze zmarłą w wieku 95 lat matką Marią Janiną Wizor ze Zgromadzenia Sióstr Szkolnych de Notre Dame w Bielsku-Białej, która nie bała się żadnego z reżimów, rządzących Polską, napisała 83-letnia Teresa Klisz.
Pani Teresa spotkała zakonnicę w sierpniu 1950 r., gdy przyjechała do Bielska z Katowic, by kontynuować naukę w Państwowej Szkole Przemysłowej na wydziale włókienniczym. Szukała miejsca zamieszkania i tak trafiła do internatu sióstr w Bielsku. – My, uczennice, kochałyśmy wszystkie siostry, a one nas. Ale mateczka była wyjątkowa. Interesowała się naszymi problemami, pilnowała naszych wyników w szkołach. W internacie były wtedy trzy sypialnie: dla najmłodszych dziewcząt ze szkoły podstawowej, druga dla starszych ze szkół średnich, a my trzy, najstarsze, spałyśmy w sali razem z siostrą mateczką za parawanem. Ten internat przy klasztorze był dla nas, dziewcząt, prawdziwym domem. Jednym słowem, było mi tam „jak u Pana Boga za piecem” – pisze pani Teresa.
W 1951 r. wielu uczniów szkoły zostało aresztowanych przez UB. Również pani Teresa. „Cały dzień aż do wieczora byłam przesłuchiwana. Kiedy ubecy dowiedzieli się, że mieszkam u sióstr, kazali mi donosić na siostrę Janinę. Nie zgodziłam i powiedziałam, że wyprowadzę się z internatu. Wróciłam po 22.00. Mateczka bardzo się o mnie martwiła, bo żadna z dziewcząt nie wiedziała, co się ze mną stało. Z płaczem wszystko opowiedziałam. Nie było wyjścia. Spakowałam rzeczy i udałam się do znajomej, która mieszkała w Szkole Podstawowej nr 5”.
Pani Teresa spotykała się z matką przez wiele lat, aż do jej śmierci w 2010 r. „Była moją mamą – powierniczką. Kochałam ją szczerze – jak dobrą matkę”.
Zakonnik mówi Sienkiewiczem
Opisem przyjaźni z o. Łukaszem Kotem, trapistą z klasztoru w Conyers w amerykańskim stanie Georgia, który dożył 103 lat (zmarł w 2014 r.), dzieli się pani Katarzyna Dudek.
„Kiedy w lecie roku 1991 stanęłam przed bramą klasztoru w Conyers, miałam nadzieję na ciekawy spacer po pięknym ogrodzie i na chwilę modlitwy w kościele. Nie miałam pojęcia, jak wielką niespodziankę szykował mi Pan Bóg. Za bramą czekało spotkanie, o jakim nawet nie marzyłam – a potem wieloletnia przyjaźń z niezwykłym człowiekiem”.
Joseph Chester Kocik (potem używał skróconego nazwiska Kot) urodził się w 1911 r. w stanie Montana (USA). Był synem polskich emigrantów. Jak pisze pani Katarzyna, kiedy się spotkali, o. Łukasz – oficjalnie Luke Marion Kot – nie używał języka polskiego od ponad 60 lat. „W pamięci – oprócz tego, że siedzieliśmy we wnęce bramy klasztornej bardzo długo, jakieś trzy godziny – pozostało mi jedno niezwykłe wrażenie. Wydawało mi się, że ktoś wyprowadził mnie poza obecny czas i pozwolił na spotkanie z człowiekiem z innej epoki. Ojciec Łukasz mówił dobrze po polsku, ale używał słów i gramatyki przywodzących na myśl »Trylogię« Sienkiewicza. W środowisku, w którym żył, jego mowa nie została dotknięta zmianami, jakie zwykle kształtują żywy język na przestrzeni czasu. Mówił, że »wnet będziem obchodzić święta«, że jego »familija« pisała do niego z Polski. Przepraszał za swoją polszczyznę (»musisz mnie przebaczyć, że tak dobrze po polsku nie mówię«).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.