Więcej niż milion dolarów!

W pociągu do Żywca, w ogrodzie amerykańskiej Georgii, w klasztornym internacie w Bielsku, w drodze na Jasną Górę, na szkolnych korytarzach w Oświęcimiu – w różnych sytuacjach nasi Czytelnicy spotkali ludzi w habitach.

Reklama

Było to pierwsze i ostatnie osobiste spotkanie pani Katarzyny z o. Łukaszem. Potem były już listy. „Do świątecznych listów często wkładał wycięte z kolorowych książeczek obrazki z religijnymi wierszykami; dwa z nich misternie sklejał wzdłuż wszystkich boków, wsuwając wcześniej do tak skonstruowanej »torebki« złożony banknot jednodolarowy. W liście dopisywał, że przesyła »mały upominek na święta«, albo prezent »na cukierki«. Interesował się wszystkim, co opisywałam. Czas u trapistów płynie inaczej, więc bywało, że jego list zaczynał się od słów: »Otrzymałem list od Ciebie temu już dziewieńć miesiący i serdecznie dziękuję za wiadomość, jak tobie się powodzi«. Ale odpisywał zawsze”.

Pytany o swoją filozofię życiową, mówił: „Być zawsze zadowolonym z tego, co się ma. Ktoś ma milion dolarów? Bogu dzięki! A ja nie mam ani centa? Dzięki Ci, Boże! Mam Ciebie, a Ty jesteś wszystkim!”.

Uważał, że modlitwa jest odpowiedzią na wszystko: „Bóg zawsze odpowiada na modlitwę; On nigdy cię nie zawiedzie. Módl się. Ufaj Bogu. On da ci światło, ale w chwili, którą sam uzna za stosowną. Takie jest piękno cierpliwego czekania”.

Przy VI stacji

O spotkaniu, które zostaje w pamięci na dziesięciolecia, a może rozpocząć się… w pociągu, napisała 62-letnia pani Weronika Ochlik. Urodziła się w Bytomiu, a od 18 lat mieszka w Ligocie koło Bielska-Białej.

„Jest wrzesień 1995 roku. Zatłoczony pociąg z Katowic do Żywca pełen młodych ludzi z plecakami. Jeszcze na peronie słyszę okropne krzyki, przekleństwa” – wspomina. „Stoję w przedsionku, bo przedział pełny. Tuż za moimi plecami zdenerwowana siostra zakonna. W końcu jest miejsce. Siostra odsapnęła i po dłuższej chwili siedzimy obok siebie. Pyta, czy słyszałam te krzyki na peronie. To grupa pijanych młodych ludzi – może satanistów – tak klęła na wszystko wkoło i na nią. Przestraszona, wreszcie się uspokoiła”.

Pochodząca z Wadowic s. Symplicja Sosnowska jechała z Piekar Śląskich – 50 lat po swoich ślubach zakonnych. Od dnia w pociągu minęły już dwie dekady. „Zawsze mnie i moją rodzinę ma w modlitwie. Ja też ją wspieram” – podkreśla pani Weronika. „Ona mówi, że szczególnie w Wielkim Poście, w czasie Drogi Krzyżowej zawsze modli się za mnie, gdy jest VI stacja – bo jestem Weronika. Odwiedziłam ją, gdy zwiedzałam dom rodzinny Jana Pawła II. Uśmiechnięta, serdeczna. Dziś już jest schorowaną staruszką. Ale wciąż dzięki niej ja i moja rodzina czujemy się bezpiecznie, bo tam daleko ktoś ciągle czuwa nad nami”.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama