Kościół w Luksemburgu ma przyszłość – uważa abp Jean-Claude Hollerich. To odważne stwierdzenie w kraju, gdzie chrześcijaństwo, po ludzku patrząc, wydaje się właśnie przechodzić do historii.
Książę i chadecja
Jednym z ostatnich „reliktów” katolickiej przeszłości kraju jest z pewnością para książęca, niekryjąca się ze swoją szczerą, nie tylko „urzędową” wiarą. Wielki książę Henri z małżonką Marią Teresą (z pochodzenia Kubanką) pielgrzymują też do „luksemburskiej Fatimy”. Miałem okazję z bliska obserwować ich uczestnictwo w liturgii – i z pewnością było w tym coś więcej niż kurtuazja, reprezentacja czy nawet demonstracja przywiązania do tradycji. Para książęca to bardzo głęboko wierzący ludzie. Nie oni jednak decydują o kierunku politycznym i cywilizacyjnym, w jakim zmierza Luksemburg. Chrześcijańsko-Społeczna Partia Ludowa, wbrew nazwie, nie ma wiele wspólnego z tym, co w polityce można by nazwać obroną nawet nie tyle chrześcijańskich wartości, co po prostu zdrowego rozsądku. Dość typowe zresztą dla całej europejskiej chadecji. Ta luksemburska domagała się nawet usunięcia lekcji religii z państwowych szkół, by zastąpić je przedmiotem nazwanym „wychowanie do wartości”. Liderem tej partii przez wiele lat był Jean-Claude Juncker, obecny szef Komisji Europejskiej.
Chadecja w Luksemburgu wchodziła wielokrotnie w koalicję z socjalistami, co też miało swoje konsekwencje w kompromisach, na jakie się decydowała. Warto przypomnieć kwestię m.in. eutanazji. Ustawy przyjmowane przez parlament wymagają zgody wielkiego księcia. Ten uznał, że zgody na ustawę dopuszczającą eutanazję być nie może. Co odpowiedział Juncker – ówczesny szef rządu i partii chrześcijańskiej w nazwie? Że jak będzie trzeba, to się księciu odbierze prawo weta. Wprawdzie członkowie jego partii za ustawą nie głosowali, ale też bali się, że weto księcia doprowadzi do zerwania koalicji. Tłumaczenie jednego z ministrów, że „należy uniknąć kryzysu rządowego”, a więc w praktyce zgodzić się na propozycje socjalistów, świadczy o kapitulacji chadecji przed postulatami lewicy.
Tęsknota uratuje Kościół
W takim kontekście może i lepiej, jeśli dojdzie do faktycznego rozdziału Kościoła od państwa. Oznacza to likwidację ponad 200 parafii i symboliczne pożegnanie z dawno już nieistniejącym „katolickim światem”. Ale to jednocześnie szansa na budowanie wszystkiego od początku, mniej w oparciu na strukturach państwowych i ustawodawstwie, a bardziej na doświadczeniu żywej wiary. W Luksemburgu wzrasta liczba nowych wspólnot, które dyskretnie, ale konsekwentnie ożywiają wiarę. To m.in. siostry z argentyńskiego Instytutu Służebnic Pana i Dziewicy z Matará. W Luksemburgu także, o czym mówił niedawno abp Hollerich, będzie miała swój europejski ośrodek brazylijska wspólnota Przymierze Miłosierdzia. Własny kościół otrzymają tu wspólnoty neokatechumenalne, które ze swoim zapałem misyjnym doskonale odnajdują się na takich duchowych pustyniach Zachodu. Obecność nowych ewangelizatorów jest ważna, tym bardziej że ci, którzy „zaniżają statystyki” dotyczące praktyk religijnych, często dają sygnały, że nie zrezygnowali do końca z Kościoła. W tłumie pielgrzymów w Wiltz spotkałem młodego Luksemburczyka. Pierre-Nicolas rozdawał ulotki z informacją o spotkaniu modlitewnym dla młodzieży. Można by się spodziewać, że sam jest zaangażowany w jakimś ruchu religijnym.
– Kiedyś należałem do Focolari, ale to już przeszłość – mówił, a w ręku trzymał plik kartek z logo tego ruchu. – Nie wiem, czy jeszcze wierzę – wyznał. – Wydaje mi się, że religia za bardzo demonizuje wszystko i to nie dla mnie – w głosie słyszałem jednak więcej pytajników i poszukiwań niż zatwardziałej pewności. Dlaczego był na pielgrzymce? Dlaczego trzymał ulotki Focolari, skoro to już nie jego świat? Pewnie z tęsknoty. Dlatego gdy abp Hollerich mówi, że Kościół w Luksemburgu ma przyszłość, to nie jest to tylko pobożne życzenie. Bo choć niedługo kilkaset świątyń może zamienić się w hotele, restauracje i dyskoteki, to pewnie tysiące podobnych do Pierre'a-Nicolasa w głębi serca mają nadzieję, że Kościół nie zgasi ostatniego światła.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).