Zostawiam, nie porzucam

– Mamo, tato, idę do seminarium, wstępuję do zakonu! – taka deklaracja wiele zmienia nie tylko w życiu osoby, która słyszy Boże wezwanie. Powołanie w jakimś sensie dotyka całej jej rodziny.

Reklama

– Po ślubie dość szybko zaszłam w ciążę. Bardzo pragnęłam mieć bliźniaki, i tak się stało. Powiedziałam wtedy: „Panie, jedno dla Ciebie”. Tak sobie w sercu po cichu pomyślałam, więc za dzieci modliliśmy się od poczęcia. Kiedy syn przyszedł oznajmić nam swoją decyzję i zapytał, czy ją zaakceptujemy, w duchu się uśmiechnęłam – mówi Gabriela Wojtczak, mama alumna I roku.

Zmarnowane życie?

Czasami wydaje się, że kapłaństwo albo życie zakonne to takie życie nie do końca spełnione. – Niektórzy nas pytali, co ta Emilka zrobiła; przecież taka mądra, inteligentna i ładna; wyrażali nadzieję, że jednak wystąpi – opowiada Katarzyna Pechman. – Byli tacy, którzy przewidywali, że miną dwa, trzy lata i synowi przejdzie. Ale mija już 5 lat i jakoś nie przechodzi – mówi Mirosław Szymanowski. – Gdy Piotr powiedział znajomym, gdzie się wybiera, niektórzy krzyczeli: „tylko nie to!” – wspomina Izabela Towarnicka z Wałcza, mama kleryka I roku, który przed wstąpieniem do seminarium był profesjonalnym piłkarzem.

– Janek zawsze dobrze się uczył i był dobry z fizyki. Nauczyciel miał nawet wobec niego jakieś plany ze studiowaniem tego przedmiotu. Bardzo dobrze zdał maturę. Mieliśmy nadzieję, że pójdzie na politechnikę. Myślałam, że zdobędzie dobry zawód, założy rodzinę i będzie żył po chrześcijańsku, po prostu jako dobry człowiek. To był lipiec, piękny dzień. Dobrze pamiętam ten moment, kiedy dowiedziałam się, że będzie inaczej. Długo trwało oswajanie się z tą myślą. Teraz jestem szczęśliwa, że tak wybrał – opowiada Stanisława Mikołajczak spod Wałcza, mama kleryka III roku.

Czysty zysk

Niektórzy twierdzą, że pójście dziecka drogą powołania kapłańskiego czy zakonnego jest jakąś bezpowrotną stratą. – Rzeczywiście zrobiło mi się może trochę smutno, że już nie będę miała z Natalią takiego kontaktu, jak wcześniej, tzn. że nie będzie mogła przyjechać do domu, kiedy będzie chciała. Ale czy nasza relacja jest inna? Chyba nie. Dla mnie to cały czas moja Natalka. Mówię jej nieraz: „ubierz szalik, załóż płaszcz”. Wtedy się trochę denerwuje (śmiech).

Dla mnie jest jasne, że dzieci są nasze, ale nie są naszą własnością – mówi Barbara Frączek ze Słupska. Jej córka jest po ślubach wieczystych we Wspólnocie Dzieci Łaski Bożej. – Pewnego razu zawieźliśmy Emilce paczkę z owocami. Ona bierze jednego banana i pyta: „ale jak ja to teraz podzielę na 28?”. Poszliśmy zaraz do sklepu i kupiliśmy 28 bananów. W ten sposób córka nauczyła nas, co to znaczy wspólnota, a my zrozumieliśmy naszą nową sytuację: to prawda, córka odeszła, ale zyskaliśmy 28 innych. Czysty zysk – śmieje się Jacek Pechman.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7