Pan Jezus ma swój warsztat przy ul. Węglowej 56 w Czechowicach-Dziedzicach. A w nim – dwa narzędzia, które On sam odnalazł: – Bo czujemy się czasem jak śrubokręcik albo młoteczek, których On używa w odpowiednim momencie – mówią Ania i Klaudia.
Ania i jej maż Miłosz są rodzicami czwórki dzieci. – Ostatnie dwa lata, które spędzałam w domu z najmłodszym synem, to były dwa lata ciężkiej przeprawy – rozmowy z Panem Bogiem, wykłócania się, zastanawiania, czego ja tak naprawdę w życiu chcę. I gdzieś w mojej głowi rodził się pomysł, że chciałabym pracować z ludźmi, prowadzić ich do Boga. Ewangelizacja stała się dla mnie celem życia. Stanęłam przed decyzją, że tak naprawdę ja nie chcę wracać do mojej poprzedniej pracy. Miałam kilka pomysłów. Klaudię znała z czasów podstawówki. Kiedy zobaczyła ją w SNE, nie kryła zaskoczenia. Wiedziała czym się zajmuje zawodowo i poprosiła ją o poradę. – Okazało się, że nasze pomysły były zbieżne i rozmowa poszła w zupełnie innym kierunku! – kontynuuje. – Już nie na zasadzie, że Klaudia pomoże mi wybrać odpowiednią drogę, tylko że połączymy nasze drogi.
Na fundamencie Biblii
Wymyśliły ośrodek, centrum rozwoju. Będą prowadzić rozmowy z ludźmi, na bazie tych umiejętności, które mają. Klaudia przeszła drogę doradztwa zawodowego i jobcoachingu. Ania, która jest fachowcem coachingu biznesowego, też wiedziała, jak wykorzystać swoje umiejętności. – Chcemy ludziom pomagać zobaczyć, jak wiele talentów dostali od Boga i jak z pomocą Jezusa mogą je wykorzystywać aby polepszyć jakość swojego życia i osiągać zaplanowane cele – tłumaczy Ania. – Bo to Jezus jest najlepszym coachem i to On naprawdę przemienia i naprawia w ludziach to, co po ludzku wydawało się niemożliwe. I jak z pomocą Jezusa mogą pokonać te trudności – tłumaczy Ania. Na indywidualne spotkania do COR-u przychodzą ludzie z najróżniejszymi problemami: tacy, którym brakuje motywacji do działania; którzy chcą rozwijać nowe umiejętności; osoby bezrobotne czy takie, które czują, że praca, którą wykonują nie jest tą wymarzoną. Ania i Klaudia zapraszają osoby, które mają trudności w relacjach, nie potrafią rozwiązać problemów małżeńskich, rodzinnych, wychowawczych, nie radzą sobie ze stresem, nie rozumieją samych siebie; kobiety, które nie mogą zajść w ciążę mimo braku medycznych przeciwwskazań oraz te rodziny, które utraciły dziecko na skutek poronienia. – Nie podejmujemy problemów typowo terapeutycznych, takich jak alkoholizm czy inne nałogi, depresje czy stany lękowe – tłumaczą. – Współpracujemy z psychologiem oraz chrześcijańskim terapeutą i to do nich kierujemy osoby z takimi problemami. Choć ośrodek działa dopiero trzy miesiące, z jego pomocy już korzysta 20 osób.
Jądro problemu
– Osoba, która do nas przychodzi, musi mieć świadomość, że najważniejszą postacią naszego działania jest Pan Bóg. Osoba taka nie musi być wierząca, ale uznaje autorytet Jezusa i fakt, że Pismo Święte nie jest zwykłą książką – mówi Klaudia. – Spotkania są oparte na zaufaniu i my musimy to zaufanie wypracować – dodaje Ania. – Jeżeli nie ma prawdy, nie ma efektu naszej pracy. Sesja coachingu trwa od godziny od półtorej. Coaching polega głównie na zadawaniu pytań. Człowiek sam, odpowiadając na nie, analizuje swoje życia i zaczyna wchodzić w głąb swoich motywacji. Naszym zadaniem jest zaleźć jądro tego problemu. Równie ważne są ćwiczenia, które klient powinien wykonywać codziennie między sesjami w domu. Od systematyczności klienta w dużej mierze zależy skuteczność naszych działań. – Człowiek sam określa z czym do nas przychodzi. Ale w czasie rozmów także Duch Święty działa i wskazuje nam inne rzeczy, które są do przepracowania. Działamy ze świadomością obecności Jezusa między nami. On sam powiedział, że gdzie dwóch lub trzech spotyka się w imię moje, tam On jest pośród nich – mówią.
W obliczu dramatu
– Coach nie musi być psychologiem – mówi Ania. – Spotykam się z ludźmi, którym psycholog czy terapeuta kojarzy się z leczeniem. A oni chcą spotkania z kimś podobnym do nich. Bo coach to osoba, która musi mieć doświadczenie życiowe. Uważamy, że takie mamy. Jesteśmy ukształtowane duchowo. Ja mam doświadczenie w prowadzeniu modlitwy wstawienniczej. Po ludzku patrząc, z wieloma z tych osób nie byłabym w stanie rozmawiać. A jednak kiedy stajemy w obliczu wielkiego dramatu, Pan Bóg tak nas prowadzi, że potrafmy przez tę rozmowę przejść, pocieszyć, poprowadzić dalej. – Naszym marzeniem jest ośrodek, w którym jest dużo aktywności – kurs, warsztaty – mówią Ania i Klaudia. – Cieszymy się z życzliwości ks. Ludwika Dużego, proboszcza parafii św. Barbary, który jest bardzo przychylnie nastawiony do tego, co robimy i wynajmuje nam pomieszczenie. Mamy naszą SNE i wsparcie naszego pasterza ks. Przemysława Sawy – dodaje Ania. I Klaudia, i Ania zrezygnowały ze swojej dotychczasowej pracy. COR pobiera opłaty za swoją pracę, bo to mobilizuje korzystających z pracy ośrodka do rzetelnego udziału w spotkaniach. Ale dziewczyny patrzą realnie – kiedy szuka u nich pomocy osoba bezrobotna, umawiają się, że zapłaci, kiedy dostanie pracę. Każdy pieniądz, jaki dostają, traktują jak własność Pana Boga.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.