Zaczyna się jak powieść, lecz życie pisze prawdziwsze powieści niż dzisiejsi literaci. W przypadku Małgorzaty z Kortony początek jest nader skromny, ale później historia jej życia przerasta ramy przeciętności. Fragment książki publikujemy za zgodą wydawnictwa PROMIC.
Jej pierwszy biograf, Giunta Bevagnati, nie odważył się nawet powierzchownie naszkicować jej młodości. Materiał ten nie nadawał się bowiem do umoralniających celów. Hagiografowie dziewiętnastowieczni przedstawiali życie młodej Małgorzaty jako przełożonej założonego przez nią szpitala dla biednych, a czytelnik owych żywotów miał wrażenie, jakby podano mu do spożycia zimną kaszę jaglaną. W rzeczywistości życie Małgorzaty cechuje wielki, zewnętrzny i wewnętrzny dramat, który może poruszyć nawet człowieka zupełnie obojętnego.
Żyła w czasach, kiedy papież Celestyn V zrezygnował z tiary, nauczał Tomasz z Akwinu, Dante tworzył Boską komedię, Giotto malował swoje freski, procesje biczowników ciągnęły przez ziemię italską, a wojny między welfami a gibelinami niszczyły kraj. To niespokojne stulecie rodziło gwałtowne wewnętrzne sprzeczności, a Małgorzata z Kortony była jaskrawym tego przykładem.
Walter Nigg: Księga pokutników Nikt nie przepowiedziałby temu małemu dziecku tak oszałamiającej przyszłości. Małgorzata urodziła się w prowincji Umbria we wsi Laviano niedaleko Jeziora Trazymefskiego. Była córką biednych i pracowitych wieśniaków. Matka nauczyła ją modlitwy: „O Panie Jezu, proszę Cię, daj wieczne zbawienie tym wszystkim, za których chcesz, bym się modliła”. Nauczyłaby ją jeszcze wielu innych rzeczy, ale umarła dość wcześnie, gdy Małgorzata była dzieckiem. Jej ojciec, który był dzierżawcą, ożenił się po raz drugi. Ale dziecko nie przyzwyczaiło się do nowej sytuacji. Małgorzata nie mogła znaleźć wspólnego języka z macochą. Młoda małżonka nie rozumiała przy tym psychicznych oporów dziewczynki i reagowała na jej zachowanie obojętnością i zazdrością. Powstała trudna sytuacja, do której ci prości ludzie nie dorośli. Młoda Małgorzata była – mniej lub więcej – pozostawiona samej sobie. W końcu w upartym i niespokojnym dziecku zatarły się również wszystkie religijne odczucia, które wzbudziła w niej nieżyjąca matka. Mała dziewczynka wyrosła, jak mówi najstarsza biografia przywołującą postać Małgorzaty, na niezwykłą piękność. Pan na Montepulciano poznał Małgorzatę, gdy miała siedemnaście lat. W tym wieku południowe dziewczęta są najpiękniejsze. Młody szlachcic nie mógł się oprzeć jej czarującej urodzie i uwiódł Małgorzatę. Nie było zbytecznych,uwodzicielskich słów, gdyż Małgorzata była dziewczyną, która pragnęła miłości i chciała być kochana bezgranicznie.
Chodziła ubrana w kosztowne stroje, jej włosy były przeplecione złotymi nićmi, na oczach wszystkich jeździła konno, z dumą okazując bogactwo swego ukochanego. Dość powiedzieć, że swym przepychem przewyższała nawet kobiety ze szlachetnych rodów. Ale ów dworski szyk nie mógł jednak zmylić co do jednego: Małgorzata była tylko kochanką, a nie żoną pana zamku. Choćby on sam uważał ją za żonę, w oczach świata była tylko jego metresą.
Kiedy szczęście Małgorzaty i jej kochanka zdawało się być u szczytu, wszystko nagle runęło. Je ukochany został napadnięty przez zbójców i zamordowany, porwany w środku „grzesznego rozkwitu”. Został wydarty jej na zawsze. Wszystko się skończyło, nieodwołalnie. Nie pozostało nic. Nie mogło się wydarzyć nic bardziej okropnego. Do tego dramatu doszła jeszcze troska Małgorzaty o zbawienie jego duszy. W stylu dawnych biografii powinno się teraz napisać: „I tak dosięgnęła ją ręka Pańska”.
Małgorzata tę niespodziewaną śmierć kochanka odebrała jak wyrok sprawiedliwości. Pan zamku nie wstąpił z nią w czcigodny związek małżeński. Doznawali jedynie szalonej rozkoszy, rozpalali w sobie zmysłowe pragnienia, przeto Małgorzata uznała, że właśnie za to ukarał ją Bóg tak okropną śmiercią jej ukochanego. To wewnętrzne oskarżenie pograżyło ją w jeszcze większej żałobie. W otchłani jej duchowej niedoli zrodziła się skrucha, jak gorący płomień wystrzeliła w górę i pogrzebała wszystkie iluzje. Do smutku z powodu utraconego szczęścia doszedł jeszcze strach przed wiecznym Sędzią.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).