Uczyniłem cię płomieniem

Zaczyna się jak powieść, lecz życie pisze prawdziwsze powieści niż dzisiejsi literaci. W przypadku Małgorzaty z Kortony początek jest nader skromny, ale później historia jej życia przerasta ramy przeciętności. Fragment książki publikujemy za zgodą wydawnictwa PROMIC.

Reklama

Dalsze pozostawanie w tym ziejącym pustką zamczysku stało się niemożliwe. Nie mogła również dochodzić żadnych praw, bo też nie była prawomocną spadkobierczynią. Zdjęła więc kosztowne klejnoty, włożyła czarną suknię, wzięła synka na ręce i całkowicie załamana opuściła Montepulciano. Bezgranicznie zrozpaczona skierowała swe kroki ku domowi rodzinnemu, który kiedyś po kryjomu opuściła, śpiesząc na tak wiele obiecującą schadzkę z ukochanym. Nie oczekiwała życzliwego przyjęcia, lecz w swym smutku liczyła przynajmniej na byle jaki kąt i dach nad głową. Gdzieś indziej mogła znaleźć schronienie jak nie w rodzinnym domu? Była przygotowana na połajanie i gotowa była prosić o przebaczenie. Ale otrzymała jedynie gorycz i żółć. Ojciec byłby jeszcze skłonny przyjąć z powrotem marnotrawną córkę, ale litości nie okazała macocha. Według niej Małgorzata swym rozpustnym życiem na zamku zhańbiła rodzinę i dlatego nie mogła jej ścierpieć pod jednym dachem. Między ojcem a macochą doszło do kłótni, ostatecznie jednak dobra wola ojca musiała ustąpić przed wolą nieustępliwej małżonki.

Nieszczęsna Małgorzata stała i czekała przed zamkniętymi drzwiami. Zrozumiała, że ją odepchnięto. Zdała sobie sprawę, że zarówno dom rodzinny, jak i zamek już dla niej nie istnieją. Usiadła pod drzewem figowym rosnącym przed domem. Porzucona przez wszystkich odczuwała całe brzemię swej niedoli. Nie wiadomo dokładnie, o czym myślała w swym bezgranicznym opuszczeniu. Z pewnością czuła, że jest najnieszczęśliwszą istotą na świecie. Mimo to owe chwile spędzone pod drzewem figowym zaważyły na jej dalszym losie, wówczas bowiem w swej duchowej rozterce podjęła ostateczną decyzję co do dalszego życia. Na zamku rozmyślała ciągle o nieszczęściu, które ją spotkało. Obojętnym wzrokiem bezużytecznie patrzyła wciąż przed siebie. Pod drzewem figowym ostatecznie zerwała z ułudą. Z jakąś niezwykłą jasnością uświadomiła sobie, że pomimo fizycznego wyczerpania i cierpiącego serca musi swą przeszłość przezwyciężyć. Nie wolno się jej już dłużej skarżyć i poprzestawać na bezsilnej skrusze. Niemniej myśl – bo i taka się pojawiła – aby znów zrobić użytek ze swej urody, odrzuciła natychmiast. Stało się tak, gdyż zbyt wyraźnie w jej życie wkroczył Bóg, dlatego też raz na zawsze postanowiła zerwać ze swą przeszłością. I stało się dla niej, bezdomnej, oczywiste, że musi powziąć jakąś ostatecznie wiążąca decyzję i konsekwentnie ją realizować. Bezradna usiadła pod figowym drzewem, lecz podniosła się wewnętrznie pokrzepiona. W życiu rzadko zdarzają się godziny, w czasie których jasność myśli olśniewa jak błyskawica. Musisz, co ci podpowiada, iść w kierunku przeciwnym albo nigdy nie osiągniesz celu!

Małgorzata wybrała drogę prowadzącą do braci mniejszych. Oczekiwała od nich jakiejś wskazówki pozwalającej jej wyjść z tej sytuacji pozornie bez wyjścia. Zapukała do bramy klasztornej, ukazał się furtian – oczarowała go swym widokiem. Oto stała przed nim kobieta, jakiej jeszcze nigdy w swym życiu nie widział. Jej czarna suknia podkreślała bladość jej lica, czyniąc ją jeszcze piękniejszą. Mnichowi zdawało się, że ta kobieta jest uosobieniem cielesnej pokusy. W każdym razie bał się z nią choćby przez chwilę porozmawiać. Nawet gdy Małgorzata wyszeptała, że pragnie odbyć pokutę, nie wyzbył się lęku. „Za młoda i za piękna” – odpowiedział tylko, gwałtownie potrząsając głową. Po czym zamknął szybko furtę i pozostawił ją stojącą pod bramą. Uroda utorowała jej kiedyś drogę do mężczyzny, ale do życia w pokucie okazała się przeszkodą.

Smutna Małgorzata udała się w dalszą drogę, prowadząc za rękę swego synka. Z ciężkim sercem i z opuszczoną głową dotarła do etruskiego miasteczka w Toskanii, Kortony. Tam napotkały ja dwie dostojne damy, Marinaria Moscari i jej synowa, Raneria. Uwagę ich zwróciły ociężałe kroki tej stroskanej kobiety. Zatrzymały się więc, zagadnęły ją i zaproponowały pomoc. Małgorzata opowiedziała im o swej sytuacji, na co obie damy bez chwili wahania zaprosiły ją do swego domu, dając do dyspozycji komnatę, aby mogła rozpocząć pokutnicze życie. Teraz nie musiała przynajmniej pozostawać już dłużej na ulicy i miała dach nad głową.

Zaczęła pokutować – obrazowo mówiąc – na własną rękę, bo też odmówiono jej wszelkich wskazówek. Czyniła zaś to, co dyktowało jej niespokojne serce, chociaż nie odpowiadało to zwykłym wyobrażeniom o pokucie. Ten pokutniczy wysiłek Małgorzaty nie jest dla nas w pełni jasny, a jej niezwykły czyn stawia niemałe wymagania przed naszym rozumem. Słowem, istnieje problem Małgorzaty; istniał on dla niej i istnieje dla nas. Tym bardziej że jej pokutniczego życia nie sposób oceniać według dzisiejszych kryteriów.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama