Kościół 24 h

Cisiec. Ślady wiary są blisko, na wyciągnięcie ręki. Można na przykład pojechać na Żywiecczyznę i zobaczyć kościół zbudowany w jedną dobę – z cegieł zaprawionych wiarą.

Reklama

Nikt nie napisał tego w żadnej biografii błogosławionego papieża, ale podczas każdego spotkania z proboszczem cisieckim ks. prałatem Władysławem Nowobilskim Jan Paweł II, ściskając go, uśmiechał się: „Aleśmy tam walczyli w tym Ciścu!”.

Stara piekarnia

Cisiec należał do parafii w Milówce. Ludzie mieli daleko do księdza, kościoła, salki katechetycznej i na cmentarz. Pojechali do kurii w Krakowie. Kard. Karol Wojtyła w 1971 roku posłał do Milówki ks. Władysława Nowobilskiego, kapłana z czteroletnim stażem, który od święceń pracował w Zawoi. Zaczął katechizować w prywatnym domu państwa Tondytków. Akurat była beatyfikacja ojca Kolbego. Ks. Władysław miał przeźrocza o męczenniku Auschwitz i rzutnik, pokazywał dzieciom i dorosłym, opowiadał.

Zastanawiał się, co zrobić, żeby salka była większa, żeby nie tylko katechezę w niej prowadzić, ale i Mszę świętą odprawić. Jego rodzony brat, też ksiądz, który pracował w Chochołowie, poradził mu: „U nas w parafii jest wioska Ciche. Uczy tam religii ks. Stanisław Kozioł. W niedzielę odprawia w salce Mszę św., choć można za to dostać grzywnę. Jakżeś góral i się nie boisz, to też odprawiaj.” Ksiądz Władysław nie bał się. Powiedział o tym zaufanym mieszkańcom Ciśca. Od słowa do słowa przyszło do tego, że rodzeństwo – Władysław i Maria Śleziakowie – podarowało na ten cel nieużywaną, przedwojenną piekarnię. Ludzie pojechali z prośbą o pozwolenie do kurii. Kardynał Wojtyła zgodził się i dał z kasy 90 tys. ówczesnych złotych. Ludzie uprosili inżyniera Stanisława Wiewiórę, żeby zobaczył piekarnię, czy nada się na kaplicę. Przyszedł w nocy, z latarką. Tak było bezpieczniej. „To rudera – ocenił – nie ma sensu remontować, trzeba zbudować od nowa”. Poradził, żeby dwie osoby wystąpiły o zezwolenie na budowę bliźniaczego domu mieszkalnego. Zrobi się duże fundamenty, ściany, a w środku „zapomni się” o kilku ścianach działowych i kaplica będzie. Rodzeństwo Śleziaków rozpoczęło starania o budowę „bliźniaka”. W maju 1972 roku ruszyły wykopy. Ale w lipcu skończyły się pieniądze. Nie można było zbierać ofiar wśród wiernych, bo o wszystkim wiedziało tylko kilkoro wtajemniczonych. A i tak władze wpadły na trop pobożnego spisku. Władysława Śleziaka 11 razy wzywano na przesłuchania. Próbowano zastraszyć albo przekupić. Śleziak się nie ugiął. Ks. Nowobilski dostał z kurii pożyczkę: 60 tysięcy na kontynuację prac. A władze nakazały wstrzymanie robót i rozbiórkę fundamentów.

Plany z Milczy

Podczas rekolekcji ks. Władysław spotkał ks. Mariana Przewrockiego z diecezji przemyskiej. Ks. Marian w maju zbudował w ciągu jednej doby kościół w Milczy koło Rymanowa. Zapalił tym pomysłem ks. Nowobilskiego, który gdy wrócił do Ciśca, zwołał zebranie. Wszyscy obecni złożyli przysięgę, że nie powiedzą nikomu ani słowa. Jednak informacja o zamiarach dotarła do władz. – Chyba przez nieostrożność, bo nie podejrzewam umyślnego donosu – mówi dziś cisiecki proboszcz. W okolicy przyszłej budowy zaczęły się kręcić samochody z tajniakami. Ksiądz i ludzie przestraszyli się i budowę po cichu odwołano.

Niedziela przeszła spokojnie, Wszystkich Świętych też. Ale ksiądz Nowobilski „spiskował” dalej. Namówił na przyjazd do Ciśca kolejnego rodzonego brata – cieślę – z ekipą robotników. Nawieźli drewna, przygotowali więźbę dachową przy jednym z budujących się we wsi domów, by nie zwracać niczyjej uwagi. Ksiądz znów zwołał zebranie, ale tylko niewielkiej garstki. „W niedzielę o piątej wstaniecie i pobudzicie sąsiadów. Powiecie, że o szóstej jest Msza św. na budowie u Śleziaków. Niech się odpowiednio ubiorą, bo potem ruszamy z budową. Ludzie szli zaroślami, brzegiem Soły, żeby nikt nie widział. Ołtarz ustawiono z pustaków. Po Mszy św. 5 listopada ruszyła robota, dobrze zorganizowana. Pracowała cała wieś. Kobiety rozbierały mury starej piekarni. Porządną, austriacką cegłę dzieci i młodzież zanosili na fundamenty. Tutaj co półtora metra stali mężczyźni i murowali. Pozostali łopatami mieszali zaprawę. O dziesiątej przyjechała milicja. Ks. Władysław ukrył się w... ubikacji i przez szparę w deskach obserwował, co się dzieje. Kobiety otoczyły dowódcę patrolu. „Tu sie kurzy, panocku, a wyście ładnie ubrani, szkoda wos!” „Nic mi nie będzie” – odpowiedział milicjant. „To sie przyłonccie do nos!” Milicjanci robili zdjęcia, próbowali wyciągnąć ludzi z budowy – bezskutecznie.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama