Jest w historii taki moment, że zamiast recytować Credo zaczynamy je śpiewać...
O jezuickich „redukcjach” w Ameryce Środkowej słyszałem na wykładach z historii Kościoła. „Misję” obejrzałem z zachwytem, a jej muzyka towarzyszy mi do dziś. Muszę jednak wyznać, że dzieci śpiewające chorał gregoriański odebrałem jako wyraz fantazji artystycznej reżysera i w tym przekonaniu trwałem do wczoraj. Z błędu wyprowadziła mnie dopiero informacja o kolejnych dniach, poświęconych misjom jezuickim, jakie odbyły się San Ignacio de Velasco, w Boliwii.
Czytam fragmenty referatu polskiego werbisty, księdza Piotra Nawrota i przecieram oczy ze zdumienia. „Ci prości ludzie zachowali niesamowite kolekcje manuskryptów. Tylko w dżungli boliwijskiej Indianie Chiquitos zachowali ponad 5,5 tys. stron muzyki barokowej, Indianie Moja 7.200 stron. Jest to w sumie prawie 13 tys. stron muzyki. Kiedy pierwszy raz wziąłem to do ręki, wiedziałem, że jest to unikalny materiał. Z wszystkich lat moich studiów nie znałem żadnego miejsca na świecie, ani w Polsce, w Rzymie, Anglii czy Francji, gdzie tylko z dwóch parafii z okresu 80 lat pochodziłaby tak rozległa dokumentacja muzyczna. Ponad 80 mszy polifonicznych, opery sakralne, motety, muzyka na organy, sonaty i koncerty barokowe oraz cały repertuar muzyki, której używano w misjach. Po latach nauczyłem się poprawnej interpretacji tego fenomenu, a mianowicie, że muzyka w Ameryce była używana jako narzędzie ewangelizacji. Jest w historii taki moment, że zamiast recytować Credo zaczynamy je śpiewać, zaczynamy odprawiać solenne pobożne liturgie i widać w archiwach, jak rośnie repertuar muzyczny i jak zarazem rośnie liczba chrztów”.
Podobne zdumienie towarzyszyło mi przed laty, gdy poszukiwałem materiałów do pracy o księdzu Leonie Moczyńskim, twórcy chóru katedralnego we Włocławku. Tenże, wraz z grupą innych kapłanów-muzyków, założył w 1895 roku, przy Towarzystwie Muzycznym w Warszawie, Sekcję Muzyki Kościelnej. Owocem jej działalności było wykształcenie kilkuset organistów i piękna muzyka liturgiczna, rozbrzmiewająca w niekiedy bardzo małych, wiejskich parafiach. Pielgrzymujący dziś do parafii kapłanów męczenników chyba w większości nie wiedzą, że przed stu laty do tej samej parafii pielgrzymowali miłośnicy muzyki liturgicznej, by przy jej dźwiękach przeżyć Triduum Paschalne. A wszystko to w czasach większej niż teraz biedy, kiepskiej komunikacji i innych – jak byśmy dziś powiedzieli – trudności obiektywnych.
Benedykt XVI pragnie, byśmy w nadchodzącym Roku Wiary pochylili się nad Credo. Dwie powyższe historie sugerują, że w tym pochyleniu nie chodzi tylko o to, by zrozumieć, więcej wiedzieć. W tym pochyleniu chodzi o to, by dojść do takiego momentu, kiedy – jak to pięknie wyraził ksiądz Piotr Nawrot – „zamiast recytować Credo zaczynamy je śpiewać”. Być może dopiero ta wyśpiewana wiara rozpocznie epokę nowej ewangelizacji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).