O święta Cecylio!

Dzięki ci, dzięki. Bo to chyba twoja „sprawka”, prawda? ;)

Reklama

Niy ma to jak trocha pobłoznować, pożartować na dobry początek dnia, tygodnia… felietona?

Felietonu! Źle mi się odmieniło. Choć może to jakiś znak czasów. Słowa nam mutują, nabierają nowych znaczeń, więc kto wie? Może na starość człek zostanie jeszcze jakim neologiem?

Bądź elastyczny, gotowy na przekwalifikowanie się, wymyśl swój własny zawód - zawód przyszłości itd. Słyszymy to coraz częściej. Zwłaszcza my, których świat zwija się w zastraszającym tempie. Znikają nam te nasze płyty, kioski, gazety, kasety i co tam jeszcze. Ostatnio algorytm zaproponował mi np. coś takiego jak Program Pierwszy Polskiego YouTube'a. Jeszcze nie kliknąłem, ale nazwa, przyznają Państwo, intrygująca. Choć i trochę przerażająca. Bo co tam radio, co tam telewizja – teraz już tylko Youtube.

A chwilę potem na tymże Youtube’ie kolejna propozycja. Przypomnienie. Bo przecież tak czekałem na nową płytę zespołu The Libertines i… przegapiłem. Na śmierć zapomniałem. Ukazała się 5 kwietnia, od razu wskoczyła na pierwsze miejsce brytyjskiej listy najlepiej sprzedających się krążków (choć teraz chyba też playlist), a ja co?

No tak. Nie śledzi się już tego wszystkiego jak kiedyś. Już tak w tym człowiek nie siedzi. Ale płytę tego zespołu warto jednak byłoby mieć. Bo to być może ostatni „taki” zespół.

Pierwszy album wydali w roku 2002, a więc właściwie jeszcze w czasach analogowych, gdy internet dopiero raczkował (Facebook pojawił się w roku 2004, Youtube - 2005, Twitter – 2006). Stąd też pewnie ten mój sentyment do nich. Bo człowiek dowiadywał się o takich grupach z recenzji w prasie, z audycji w radiu (nagrywanych na kasety magnetofonowe) lub występów w BBC Prime, które miało się wtedy w kablówce i nagrywało na kasety video. A teraz podrzuca mi ich nagrania prawy margines na Youtube’ie…

Niby fajnie. Wygodnie. Nic nie trzeba robić. A jednak czegoś żal. Czegoś brak. Więc zamawiam sobie fizyczny egzemplarz nowej płyty The Libertines (choć poprzednie CD kupiłem jakieś 100 lat temu) i jakoś właśnie na świętą Cecylię ten nowy album, noszący nazwę „All Quiet on the Eastern Esplanade”, trafia do mojego odtwarzacza.

Uruchomi się? Nie uruchomi? Jakaś obawa jest, bo ostatnio jeśli czegoś słucham to głównie z komórki, ale udało się. Gra muzyka. I to jaka. Bo The Libertines nadal w formie, choć po przejściach nie byle jakich, co widać też po ich dyskografii. Inne grupy założone w tym samym roku co oni, mają już zwykle po kilkanaście albumów na koncie. The Libertines dopiero czwarty.

Oby kiedyś był i piąty. A może i szósty. Niech im tam św. Cecylia błogosławi i czuwa nad nimi, bo muzykę potrafią grać iście anielską. Zwłaszcza gdy biorą się za ballady.

Więc na koniec felietona (felietonu!) utwór który kończy też ich najnowszą płytę. „Songs They Never Play On The Radio”. Myślę, że się Państwu spodoba:

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7