Przed drzwiami świątyni zjawiają się, gdy jest jeszcze zamknięta. Przez cały dzień, ilekroć przechodzą obok Pierwszego Pracodawcy, przyklękają. Jego też proszą o pomoc, radę i... wejściówkę do nieba.
Trudno wyobrazić sobie prężnie działającą parafię bez kościelnego i organisty (o tych drugich innym razem). Kim są panowie nakrywający ołtarz, służący do Mszy św., zbierający tacę, czytający czytania, których służbowym ubraniem jest komża? Jaki mają zakres obowiązków i jakie godziny pracy? Jedno jest pewne – ich trud, nie zawsze widoczny, jest niezbędny nie tylko dla księży, którzy dzięki nim nie muszą się martwić o otwarcie kościoła, zapalanie świec i przygotowywanie chleba i wina, by podczas Eucharystii mogły stać się Ciałem i Krwią.
Wygrana Kościoła
Od 10 miesięcy funkcję kościelnego w parafii Bełchów pełni Piotr Kowalski. Kulturalny, skupiony, nienagannie ubrany. Zanim zdecydował się na podpisanie umowy z proboszczem, miał stałą pracę z widokami na awans. – Wiem, że dla niektórych ludzi było zaskoczeniem, że pracę w firmie zamieniam na etat w parafii – przyznaje Piotr Kowalski. – Rozumieliby moją decyzję, gdybym głodował, był bezrobotny albo miał kłopoty zdrowotne. Jednym słowem – gdyby sytuacja zmuszała mnie do chwytania się brzytwy. Ale tak z przekonania to nie do pomyślenia. A ja, jak tylko usłyszałem o wakacie, niemal natychmiast zgłosiłem się do księdza proboszcza. Po ustaleniu warunków zatrudnienia zrezygnowałem z poprzedniej pracy. Do dziś nie zapomnę uczucia, jakie mnie ogarnęło, gdy pierwszy raz wszedłem do zakrystii. Było ono podobne do tego, gdy po czasie nieobecności powraca się do domu. W latach 80. ub. wieku byłem tu ministrantem – opowiada pan Piotr, który nie ukrywa, że praca kościelnego nie należy do najłatwiejszych, choćby dlatego, że nie ma podręczników wprowadzających w zakres obowiązków. Jedynymi doradcami są pracujący w parafii księża, organistka, gospodyni, lektorzy i... Pan Bóg.
– To z szacunku do Niego chcę, by wszystko było zapięte na ostatni guzik. Od służby przy ołtarzu po... własny strój. Czasem, gdy ludzie chwalą mnie, mówiąc, że ta praca mi pasuje, cieszę się, bo to znaczy, że swoją postawą nie przeszkadzam im w modlitwie i skupieniu. I o to chodzi. Najbardziej lubię chwile tuż przed zamknięciem kościoła, gdy przed wyjściem przyklękam przed tabernakulum. Dopiero co był tu tłum ludzi. Wszyscy już sobie poszli. Zostałem tylko ja. To krótkie zatrzymanie zawsze mnie porusza. Moja ciągła obecność w kościele przekłada się także na moją rodzinę. Wszyscy podciągnęliśmy się trochę w gorliwości. Częściej razem się modlimy. Wypracowaliśmy swój rytuał niedzielny, w którym stałym punktem jest wspólna wieczorna Eucharystia – mówi kościelny z Bełchowa.
W życiu Piotra Kowalskiego w ciągu ostatnich 10 miesięcy wiele się zmieniło. Żadne z trójki jego dzieci wyjść taty do kościoła nie traktuje jako wyjścia do pracy. Jego samego przestały męczyć dojazdy do Warszawy. Największa zmiana zaszła w obszarze pasji pana Piotra. Z aktywnego kibica (mecze rozgrywane są głównie w sobotę) zmienił się w miłośnika powtórek, który większość rozgrywek ogląda wówczas, gdy inni już dawno znają ich wynik. – Kiedyś taki stan rzeczy byłby dla mnie nie do pomyślenia. Jezus okazał się jednak najlepszym zawodnikiem. Świadomość, że gram w Jego lidze, uskrzydla. I – co istotne – On zawsze wygrywa. Zmienił też moją drugą pasję, którą było czytanie. Jadąc pociągiem, połykałem książki sensacyjne. Teraz miedzy Mszami zaczytuję się w religijnych. Real stał się bardziej ciekawy niż najbardziej skomplikowana fikcja. Ciągle proszę Go też, by nauczył mnie spokojnie przeżywać dramaty, zwłaszcza te związane ze śmiercią. Póki co, uczestnicząc w pogrzebach, tracę głos – wyznaje P. Kowalski.
Z duszą poety
W parafii św. Jakuba Apostoła w Skierniewicach od czterech lat kościelnym jest Adam Mastalerz, który już od dziecka garnął się do ołtarza. Był ministrantem i lektorem. Myślał nawet, że jego drogą jest kapłaństwo. Po trzyletniej formacji w seminarium doszedł jednak do wniosku, że jego powołaniem jest życie świeckie. Dziś jest mężem Pauliny i ojcem małego Jasia. – Mimo że z kościołem byłem obyty, propozycję księdza proboszcza przyjąłem nie bez obaw – przyznaje Adam Mastalerz. – Zdawałem sobie sprawę, że jest to bardzo odpowiedzialna praca, w której będę współpracował zarówno z księżmi, jak i świeckimi. Po czterech latach czuję, że był to dobry wybór. Najbardziej denerwuję się podczas świąt i uroczystości. Wtedy trzeba pamiętać o wielu szczegółach. Nietrudno zaliczyć jakąś wpadkę – przyznaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.