Polscy katolicy po prostu w zdecydowanej większości nie chcą rozmowy o Kościele, o wierze, o życiu zgodnym z Ewangelią. Wolą przerzucać się wypowiedziami na tematy będące "obok", unikać tego, co istotne.
Od lat trapię się poważnie problemem, dlaczego w Kościele katolickim w Polsce z takim trudem udaje się (przynajmniej od czasu do czasu) doprowadzić do dialogu. Do wewnętrznej rozmowy. Poważnej rozmowy o przeszłości, teraźniejszości, przyszłości. O kwestiach istotnych, by nie powiedzieć pryncypiach. O wierze, jej problemach, jej konsekwencjach w codziennym życiu.
I oto przez przypadek zupełny chyba zyskałem odpowiedź na dręczące mnie pytanie - dlaczego tak nam ciężko idzie ta rozmowa?
Tak się złożyło, że 6 grudnia napisałem kilka zdań o kwestii świętego Mikołaja. O tym, że oprócz komercjalizowania tej ważnej postaci i zamieniania jej w wyrośniętego krasnala, jest też problem z wewnątrzkościelnym spłycaniem przesłania, które ona niesie. Złożyło się również, że zamieściłem swój komentarz w kilku miejscach w Internecie, między innymi w dwóch portalach poświęconych tematyce religijnej, a w głównej mierze katolickiej.
W obydwu wspomnianych portalach mój post wywołał sporą dyskusję. Tyle że, poza małymi wyjątkami, dyskutanci tu i tam skupili się nie na meritum, lecz na kilku słowach, w których uznałem za niezbyt grzeczne spoufalanie się przebranego za św. Mikołaja ministranta z księdzem wikarym. Dygresja na ten temat nie była w moim tekście nawet całym zdaniem lecz dosłownie kilku wyrazami wtrąconymi mimochodem przez autora, który mając już ponad pół wieku życia za sobą zakodował sobie inne relacje na linii "ministrant-ksiądz" (bo też sam, zanim księdzem został, był ministrantem).
Gdy śledziłem obydwie, bliźniaczo podobne dysputy, nagle zaczęło mi coś świtać. Tak bardzo, że sformułowałem hipotezę, którą być może ktoś z poważnym dorobkiem naukowym, podda stosownym analizom. Hipoteza, moim zdaniem bardzo prawdopodobna, brzmi: Polscy katolicy po prostu w zdecydowanej większości nie chcą rozmowy o Kościele, o wierze, o życiu zgodnym z Ewangelią. Nawet ci, którzy wydawałoby się, są bardziej w te sprawy zaangażowani, wolą przerzucać się wypowiedziami na tematy będące "obok", unikać tego, co istotne, roztrząsać całymi dniami pół zdania z ozdobnika, a przy okazji zajmować się ocenianiem jego autora.
Ledwo postawiłem tę hipotezę, zaraz pojawiło mi się kolejne ważne zagadnienie. Brzmi ono: Jak długo można unikać rzeczywistej rozmowy i wciąż wynajdywać bzdurne tematy nawet tam, gdzie aż krzyczą wymagające pilnego omówienia sprawy ważne?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To nie jedyny dekret w sprawach przyszłych błogosławionych i świętych.
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.