Obok, czyli chyba już wiem

ks. Artur Stopka

stukam.pl |

Polscy katolicy po prostu w zdecydowanej większości nie chcą rozmowy o Kościele, o wierze, o życiu zgodnym z Ewangelią. Wolą przerzucać się wypowiedziami na tematy będące "obok", unikać tego, co istotne.

Obok, czyli chyba już wiem

Od lat trapię się poważnie problemem, dlaczego w Kościele katolickim w Polsce z takim trudem udaje się (przynajmniej od czasu do czasu) doprowadzić do dialogu. Do wewnętrznej rozmowy. Poważnej rozmowy o przeszłości, teraźniejszości, przyszłości. O kwestiach istotnych, by nie powiedzieć pryncypiach. O wierze, jej problemach, jej konsekwencjach w codziennym życiu.

I oto przez przypadek zupełny chyba zyskałem odpowiedź na dręczące mnie pytanie  - dlaczego tak nam ciężko idzie ta rozmowa?

Tak się złożyło, że 6 grudnia napisałem kilka zdań o kwestii świętego Mikołaja. O tym, że oprócz komercjalizowania tej ważnej postaci i zamieniania jej w wyrośniętego krasnala, jest też problem z wewnątrzkościelnym spłycaniem przesłania, które ona niesie. Złożyło się również, że zamieściłem swój komentarz w kilku miejscach w Internecie, między innymi w dwóch portalach poświęconych tematyce religijnej, a w głównej mierze katolickiej.

W obydwu wspomnianych portalach mój post wywołał sporą dyskusję. Tyle że, poza małymi wyjątkami, dyskutanci tu i tam skupili się nie na meritum, lecz na kilku słowach, w których uznałem za niezbyt grzeczne spoufalanie się przebranego za św. Mikołaja ministranta z księdzem wikarym. Dygresja na ten temat nie była w moim tekście nawet całym zdaniem lecz dosłownie kilku wyrazami wtrąconymi mimochodem przez autora, który mając już ponad pół wieku życia za sobą zakodował sobie inne relacje na linii "ministrant-ksiądz" (bo też sam, zanim księdzem został, był ministrantem).

Gdy śledziłem obydwie, bliźniaczo podobne dysputy, nagle zaczęło mi coś świtać. Tak bardzo, że sformułowałem hipotezę, którą być może ktoś z poważnym dorobkiem naukowym, podda stosownym analizom. Hipoteza, moim zdaniem bardzo prawdopodobna, brzmi: Polscy katolicy po prostu w zdecydowanej większości nie chcą rozmowy o Kościele, o wierze, o życiu zgodnym z Ewangelią. Nawet ci, którzy wydawałoby się, są bardziej w te sprawy zaangażowani, wolą przerzucać się wypowiedziami na tematy będące "obok", unikać tego, co istotne, roztrząsać całymi dniami pół zdania z ozdobnika, a przy okazji zajmować się ocenianiem jego autora.

Ledwo postawiłem tę hipotezę, zaraz pojawiło mi się kolejne ważne zagadnienie. Brzmi ono: Jak długo można unikać rzeczywistej rozmowy i wciąż wynajdywać bzdurne tematy nawet tam, gdzie aż krzyczą wymagające pilnego omówienia sprawy ważne?