Gdy człowiek jest szczęśliwy, nie ma o czym pisać. Wiersze pisze się, gdy coś zaboli. Wtedy się nie myśli, lecz bierze się kartkę i długopis… – mówi ks. Jerzy Hajduga.
W wieku 28 lat „trzeba było coś ze sobą zrobić”. Krakowianin postanowił wstąpić do zakonu. – W dzieciństwie bawiłem się w księdza, a mój brat służył mi do „mszy”. Potem sam byłem ministrantem w kościele Bożego Ciała – wspomina. – W szkole średniej poszedłem w miasto i to dosłownie. Odszedłem też od spraw Bożych. Powróciłem do nich, może to szumnie zabrzmi, kiedy Karola Wojtyłę wybrano na papieża. Do dziś pamiętam, jak wszyscy wybiegli z radości na rynek – dodaje.
Już nie taki młody Jerzy Hajduga wstąpił do filipinów. – Niektórzy śmiali się, że Jerzy ma jakiś pomysł na życie, aby mieć bodźce do pisania. Mówili: „Wstąpił do klasztoru, żeby coś nowego przeżyć” – wspomina ze śmiechem. To jednak nie był ten klasztor. Koniec końców trafił do kanoników regularnych laterańskich na Kazimierzu w Krakowie. W seminarium kleryk Hajduga pisania nie porzucił.
– Czułem, że nie mogę odejść od tego, ale nie mogłem znaleźć nowego oddechu – opowiada. Z pomocą przyszła, wtedy jeszcze nie tak znana, poezja ks. Jana Twardowskiego. – Pomogła mi być naturalnym. Zawsze mnie męczył stereotyp, że poezja księdza musi być od razu na kolanach. Chciałem, żeby to było naturalne jak u ks. Twardowskiego – stwierdza poeta. – Oczywiście poszedłem swoją drogą, ale on pomógł mi w łagodnym przeniesieniu metafizyki w codzienność – dodaje. Dwa miesiące przed święceniami powstał jeden z najbardziej znanych wierszy Hajdugi: „Mama zmarła”. – To był taki bunt. Bo kto jak kto, ale matki czekają na święcenia, bardziej niż ojcowie – zauważa i dodaje: – Motyw matki często pojawia się w moich wierszach. Te wiersze są dla mnie pisane najbardziej emocjonalnie.
Mimo wszystko
mur odgradzający mnie
od braci i sióstr
nie bez wyjścia jednak
wyjmuję z muru
kamień po kamieniu
oknem na ulicę
kamień po kamieniu
oknem na podwórko
nocami i dniami
zmniejsza się we mnie
więc uczę się patrzeć
jakby go wcale
nie było
nie przestaję jednak
kamień
po kamieniu
Wiersze Hajdugi są o codzienności. Mówią o relacjach międzyludzkich, przyjaźni, rozstaniach, zdradach, samotności, wierze czy zagubieniu. W swojej poezji Hajduga rozmawia z każdym człowiekiem. To teksty zarówno dla wierzących, jak i dla niewierzących. O Bogu nie pisze wprost. Znajdziemy szybciej motyw z ulicy niż z Biblii, ale Boga trudno w jego wierszach nie wyczuć.
– Jak się przeczyta moje wiersze, to można zauważyć, że są one daleko od górnolotnej czy dewocyjnej pobożności. Moja poezja nie jest poezją sensu stricte religijną. Nic nie sugeruję, ale daję ludziom przestrzeń do interpretacji – wyjaśnia.
Tematyka twórczości kapłana-poety jest bardzo różnorodna. – Wszystko może stać się tematem. Moje wiersze dalekie są od polityki, od podmiotu lirycznego „my”. Lepiej się czuję w szarej codzienności, w zimnym kościele, w konfesjonale. Odświętne celebracje są mniej twórcze, jakkolwiek oczywiście ważne i potrzebne – zauważa. Często powracającym motywem jest mur. – On jest potrzebny, bo każdy ma swoją samotność, ale to mur, który jednak nie oddziela od drugiego człowieka. Bo mur, który dzieli, jest ucieczką, a zawsze potrzebny jest dialog z drugim człowiekiem – zauważa poeta.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).