„Nadszedł nieubłagany czas wyjazdu” – Jacek Jabłoński z żalem zapisuje te słowa w dzienniku internetowym, który prowadził z kolegami przez 28 dni ich niezwykłego, misyjnego pobytu we wsi Adentia k. Sunyani w Ghanie.
Przedostatniego dnia pobytu, zaraz po Mszy św. o godz. 7.00, odprawionej w języku angielskim przez opiekuna wrocławskich licealistów ks. Jerzego Babiaka, cała grupa udała się na śniadanie w domu salezjańskim. Ciężko było młodym rozstać się z przyjaciółmi, od których przez miniony miesiąc doznali wiele dobra. Z księdzem Italo i bratem Paulo, którzy tak bardzo troszczyli się o wrocławian, oraz z Pope’em, który dzielnie oprowadzał ich po okolicy i objaśniał tajniki ghanijskiego życia.
Podczas pierwszego etapu podróży powrotnej do Polski, jadąc do oddalonej o 400 km Accry, minęli po drodze Kumasi, stolicę plemienia Ashanti, drugie co do wielkości miasto Ghany. Przejechali w nim obok stadionu, zbudowanego na zeszłoroczne rozgrywki pucharu narodów Afryki, których gospodarzem była Ghana. W Koko zatrzymali się na obiad u sióstr werbistek. Po wielu godzinach jazdy, bardzo uciążliwej z powodu stanu dróg, dotarli do Accry, znanej im z wycieczek, które odbywali na początku pobytu w Ghanie. Na nocleg udali się do Ośrodka Szkolnego Salezjanów w Ashaiman. Spotkali tam dwie polskie wolontariuszki, które przybyły na rok pracy w Boys Home w Sunyani (jedna z nich to szkolna koleżanka wrocławian, absolwentka salezjańskiego LO Paula Łuszczek). Nieubłaganie nadszedł ostatni dzień w Ghanie.
Bębny i żal
„Długi, dobry sen przywraca nam siły po wczorajszej całodziennej, wyczerpującej podróży. O godz. 10.00 zbieramy się całą grupą w kaplicy na Eucharystii – pisze Wojtek Żak w Dzienniku Misyjnym prowadzonym na stronie internetowej www.liceum-wroc.salezjanie.pl. – Ks. Jerzy dokonuje poświęcenia krzyży i innych dewocjonaliów, które tutaj zakupiliśmy. Do obiadu mamy czas wolny. Wykorzystujemy go na sprawdzenie, w jaki sposób przewieźć pamiątki, nie przekraczając dopuszczalnej wagi bagażu. Po wciśnięciu wszystkiego i dopięciu walizki okazuje się, że waży ona… 15 kg, a więc każdy z nas ma jeszcze 8 kg zapasu. Dobrze, że bębny, które wszyscy zakupiliśmy, są traktowane przy odprawie w sposób wyjątkowy. Inaczej Kamil miałby wielki problem, bo jego bęben waży ponad 8 kg”.
Po obiedzie wrocławscy licealiści odwiedzają jeszcze targ pamiątek, na którym sprzedawcy zasypują ich propozycjami zakupu masek, wisiorków, miseczek itd., zupełnie jak wtedy, gdy byli tam zaraz po przyjeździe do Accry z Polski. Wędrując pomiędzy stoiskami, ze smutkiem dostrzegają przywiązaną do drzewa małpę, która ma zachęcać turystów do odwiedzenia znajdującego się obok sklepiku. Handlarze próbują przyciągać kupujących wszelkimi sposobami, tym bardziej, że w weekend nawet pięciokrotnie podnoszą cenę wszystkich towarów. Do łez rozbawia wrocławian oferta zakupu fioletowej koszuli za 30 Ghana cedis!, takiej samej, jaką Wojtek kupił w Sunyani za 8 GHC.
Jadąc nad ocean, mijają największy port w zachodniej Afryce, znajdujący się na trasie głównych morskich szlaków handlowych Ameryka–Azja, Azja–Europa. Wrocławianie obliczają, że co minutę wypływają z niego cztery statki. Potem korzystają jeszcze z basenu napełnionego wodą pompowaną z oceanu. W tym rejonie Atlantyk jest bardzo zasolony, więc w basenie można kłaść się na wodzie jak w Morzu Martwym. Żal żegnać się z Afryką, gdzie spędzili tyle niezwykłych chwil...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.