Pożegnanie z Ghaną. Salezjański Wolontariat Misyjny

Jolanta Sąsiadek

publikacja 14.08.2009 10:13

„Nadszedł nieubłagany czas wyjazdu” – Jacek Jabłoński z żalem zapisuje te słowa w dzienniku internetowym, który prowadził z kolegami przez 28 dni ich niezwykłego, misyjnego pobytu we wsi Adentia k. Sunyani w Ghanie.

Pożegnanie z Ghaną. Salezjański Wolontariat Misyjny Codzienne zabawy z miejscowymi dziećmi fot. ks. Jerzy Babiak

Przedostatniego dnia pobytu, zaraz po Mszy św. o godz. 7.00, odprawionej w języku angielskim przez opiekuna wrocławskich licealistów ks. Jerzego Babiaka, cała grupa udała się na śniadanie w domu salezjańskim. Ciężko było młodym rozstać się z przyjaciółmi, od których przez miniony miesiąc doznali wiele dobra. Z księdzem Italo i bratem Paulo, którzy tak bardzo troszczyli się o wrocławian, oraz z Pope’em, który dzielnie oprowadzał ich po okolicy i objaśniał tajniki ghanijskiego życia.

Podczas pierwszego etapu podróży powrotnej do Polski, jadąc do oddalonej o 400 km Accry, minęli po drodze Kumasi, stolicę plemienia Ashanti, drugie co do wielkości miasto Ghany. Przejechali w nim obok stadionu, zbudowanego na zeszłoroczne rozgrywki pucharu narodów Afryki, których gospodarzem była Ghana. W Koko zatrzymali się na obiad u sióstr werbistek. Po wielu godzinach jazdy, bardzo uciążliwej z powodu stanu dróg, dotarli do Accry, znanej im z wycieczek, które odbywali na początku pobytu w Ghanie. Na nocleg udali się do Ośrodka Szkolnego Salezjanów w Ashaiman. Spotkali tam dwie polskie wolontariuszki, które przybyły na rok pracy w Boys Home w Sunyani (jedna z nich to szkolna koleżanka wrocławian, absolwentka salezjańskiego LO Paula Łuszczek). Nieubłaganie nadszedł ostatni dzień w Ghanie.

Bębny i żal
„Długi, dobry sen przywraca nam siły po wczorajszej całodziennej, wyczerpującej podróży. O godz. 10.00 zbieramy się całą grupą w kaplicy na Eucharystii – pisze Wojtek Żak w Dzienniku Misyjnym prowadzonym na stronie internetowej www.liceum-wroc.salezjanie.pl. – Ks. Jerzy dokonuje poświęcenia krzyży i innych dewocjonaliów, które tutaj zakupiliśmy. Do obiadu mamy czas wolny. Wykorzystujemy go na sprawdzenie, w jaki sposób przewieźć pamiątki, nie przekraczając dopuszczalnej wagi bagażu. Po wciśnięciu wszystkiego i dopięciu walizki okazuje się, że waży ona… 15 kg, a więc każdy z nas ma jeszcze 8 kg zapasu. Dobrze, że bębny, które wszyscy zakupiliśmy, są traktowane przy odprawie w sposób wyjątkowy. Inaczej Kamil miałby wielki problem, bo jego bęben waży ponad 8 kg”.

Po obiedzie wrocławscy licealiści odwiedzają jeszcze targ pamiątek, na którym sprzedawcy zasypują ich propozycjami zakupu masek, wisiorków, miseczek itd., zupełnie jak wtedy, gdy byli tam zaraz po przyjeździe do Accry z Polski. Wędrując pomiędzy stoiskami, ze smutkiem dostrzegają przywiązaną do drzewa małpę, która ma zachęcać turystów do odwiedzenia znajdującego się obok sklepiku. Handlarze próbują przyciągać kupujących wszelkimi sposobami, tym bardziej, że w weekend nawet pięciokrotnie podnoszą cenę wszystkich towarów. Do łez rozbawia wrocławian oferta zakupu fioletowej koszuli za 30 Ghana cedis!, takiej samej, jaką Wojtek kupił w Sunyani za 8 GHC.

Jadąc nad ocean, mijają największy port w zachodniej Afryce, znajdujący się na trasie głównych morskich szlaków handlowych Ameryka–Azja, Azja–Europa. Wrocławianie obliczają, że co minutę wypływają z niego cztery statki. Potem korzystają jeszcze z basenu napełnionego wodą pompowaną z oceanu. W tym rejonie Atlantyk jest bardzo zasolony, więc w basenie można kłaść się na wodzie jak w Morzu Martwym. Żal żegnać się z Afryką, gdzie spędzili tyle niezwykłych chwil...

Niezapomniane wrażenia
Działający w Salezjańskim Wolontariacie Misyjnym przy Liceum Salezjańskim we Wrocławiu Wojtek Żak, Jacek Jabłoński i Kamil Szurkowski z 2a oraz Tomek Latawiec i Wojtek Strzyżewski z 3a, z dyrektorem LO ks. Jerzym Babiakiem przez miesiąc, we wsi Adentia, pomagali w budowie przedszkola oraz prowadzeniu półkolonii dla dzieci. Podjęli to wyzwanie razem z pięcioma dziewczynami z partnerskiej szkoły z Bonn. Projekt misyjny Ghana 2009 relacjonowali na szkolnej stronie internetowej w Dzienniku Misyjnym.

Codziennie przed południem nosili cegły i pustaki, mieszali zaprawę, wypełniali fugi, przewozili piach i nosili wodę. Po obiedzie prowadzili gry i zabawy, zajmując się ok. 150 dziećmi. Po 28 dniach spędzonych w Ghanie podzielili się swoimi wrażeniami. – Najbardziej zaskoczył mnie fakt, że bardzo mało jest tam komarów, ale ich ukąszenia są groźne – wspomina Kamil Szurkowski. – Zachwyciła mnie otwartość ludzi i radość, którą są przepełnieni. A pogoda... Deszcze bywają bardzo obfite, ale są i takie, które przypominają lekką letnią mgiełkę. Woda szybko paruje lub wsiąka w ziemię i parę godzin później nawet po większych opadach prawie nie ma śladu. Ostre słońce może tu spowodować porządny udar słoneczny. Niekiedy można odczuwać zawroty głowy i zmęczenie z powodu niskiego ciśnienia i dużej wilgoci w powietrzu, przez co ciężej się oddycha.

– W największe zdumienie wprawiła mnie i najbardziej zachwyciła bezinteresowna chęć pomocy wszystkich otaczających nas ludzi. Ich zainteresowanie naszym projektem oraz zwykła ludzka uprzejmość zdawały się przepełniać tam wszystkich – opowiada Jacek Jabłoński. – Gdy jeździliśmy przez miasta i wsie, wszyscy machali do nas rękami i się uśmiechali. Każdy chciał się z nami przywitać, podać dłoń, zamienić parę słów. Zwłaszcza dzieci cieszył nasz widok. Biały człowiek jest dla nich wielką „atrakcją”, więc każdy chciał dotknąć naszych rąk, nóg i włosów – dzieli się wrażeniami Wojtek Strzyżewski. – Zachwytem napawała mnie różnorodność kulturowa, piękno krajobrazu oraz zachowania miejscowej ludności. Rozpacz zaś budziła wszechobecna nędza, głód i bałagan – wspomina Wojtek Żak.

Codziennie uczyli się w Ghanie czegoś nowego, a przede wszystkim radzenia sobie w lepsze i gorsze dni. Przeżyli na Czarnym Lądzie dostatecznie wiele, aby zetknąć się z tamtejszymi problemami i przeniknąć wzrokiem więcej, niż można zobaczyć w reportażach i zasłyszeć w opowieściach. Zobaczyli wystarczająco dużo, by docenić to, co mają w Polsce. Uczyli się tolerancji, spotykając i próbując zrozumieć zupełnie innych ludzi, pomagając im. Zapamiętają na długo, że Ghana to kraj wielu skrajności. Mimo że Ghana rozwija się bardzo szybko, to wiele jej jeszcze brakuje do osiągnięcia europejskiego poziomu. Z jednej strony głód, bezrobocie, brak edukacji, niepiśmienność 30 proc. społeczeństwa, a jednocześnie różniący ją od innych afrykańskich państw brak wojen, suszy, AIDS.

Młodych wrocławian najbardziej martwi świadomość, że powinni zostać tam dłużej, a mogli poświęcić temu miejscu tylko chwilę...