Klasztor założył na początku VI wieku n.e. święty Abuna Aregawi. Jest przedmiotem sporów wśród uczonych, w jaki sposób wniesiono kamienie i inne materiały konstrukcyjne na szczyt amby. Wedle legendy świętego wywindował do góry wąż, który wychylił się z chmury właśnie w momencie, gdy Abuna zastanawiał się, jak na szczycie góry głosić chwałę Bożą.
Pod koniec V wieku n.e. do Etiopii przybyło dziewięciu mnichów z Syrii (lub - jak wolą inne źródła – z Cesarstwa Rzymskiego). Rozpowszechniali religię chrześcijańską w całym Królestwie Aksumskim i to na ich polecenie oraz pod wpływem ich nauk przetłumaczono Biblię ze starogreckiego na gyyz – ojczysty język Królestwa, do dziś używany w kościołach. Etiopski Kościół, który tak naprawdę im zawdzięcza zakorzenienie się chrześcijaństwa w Etiopii, ostatecznie kanonizował Dziewięciu Świętych i ustanowił dla uczczenia każdego z nich święte dni. Owi święci mężowie to: Aba (lub Abuna, czyli Święty lub Ojciec) Alef, Abuna Tsama, Abuna Aftse, Aba Garima, Aba Liqanos, Abuna Guba, Abuna Yemata, Aba Pantelewon oraz ten, którego dzieło interesować mnie będzie przez najbliższe godziny – Abuna Aregawi.
Dotarłem do miejsca, które swe istnienie zawdzięcza temu właśnie świętemu. Tu znajduje się najstarszy w Etiopii kościół owiany legendą oraz tajemniczością: zadziwiający klasztor Debre Damo.
Ten odcięty od świata, jakby przeniesiony żywcem z dawnych wieków przybytek, położony jest na odosobnionej ambie – liczącym 2800 metrów wzgórzu o płaskim, ściętym wierzchołku, mającym około ½ kilometra kwadratowego powierzchni. Prowadzi do niego jedna − stroma i kręta − droga, której pokonanie piechotą zajmuje kilka godzin i jest bardzo wyczerpujące. Myliłby się jednak ten, kto u szczytu drogi liczyłby na znalezienie cienia, ochłody i gościny w klasztornych murach. Po trudach wspinaczki nasz wędrowiec stwierdziłby z niedowierzaniem i znużeniem, że wejście do klasztoru mieści się… piętnaście metrów wyżej, nad idealnie pionową skalną ścianą, a jedynym sposobem dostania się do Debre Damo jest mozolna wspinaczka po dwóch linach – głównej jako poręczy oraz drugiej, asekuracyjnej, którą mnisi podciągają w miarę wchodzenia. Naturalnie sami mnisi (nawet starzy) oraz mieszkańcy wiosek u podnóża klasztoru nie używają tej drugiej liny asekuracyjnej, a wejście zajmuje im niespełna minutę.
Oto my, biali podróżni, nie zmęczeni marszem po stromej drodze, zajechaliśmy wygodnie do samego podnóża klifu. I oto ja, jedyny członek naszej grupy, który z racji płci miał prawo i możliwość wejścia na górę, przeżyłem chwile załamania i zwątpienia: mając lęk wysokości, rozleniwione od bezruchu mięśnie i bolącą ranę na palcu u nogi (która zrobiła mi się jeszcze w Gonderze), musiałem zmierzyć się ze swą słabością i strachem. Gdybym teraz nie wszedł – cóż za wstyd, cóż za upokorzenie! Ale chciałem zobaczyć Debre Damo i cały czas odgrażałem się, że wejdę (choć od niepokoju nie sposób było się uwolnić). Jakże mógłbym się teraz wycofać? Straciłbym twarz, no i okazję obejrzenia jednego z najciekawszych miejsc Etiopii. A więc wszedłem. Dziewczyny na czas mego pobytu na górze zostały u podnóża klifu, bawiąc się i rozmawiając z okolicznymi dziećmi.
Najpierw wszedł Mafi. Zrobił to szybko i sprawnie, niewiele gorzej od mnichów. Teraz moja kolej.
Na dole kilku pomocników-przewodników pomagało mi przygotować się do wspinaczki. Jeden wziął ode mnie torbę z aparatem i okulary, drugi okręcił mi wokół tułowia śmierdzącą linę asekuracyjną, zrobioną chyba z niewyprawionej koziej lub oślej skóry. Serce biło mi szybko, ale teraz na pewno nie zrezygnuję. Mocno chwyciłem grubą, chropowatą, skręconą z kilku szerokich rzemieni linę „poręczy” i zacząłem się wspinać. Pierwsza próba się nie udała. Wszedłem jakieś półtora metra i zeskoczyłem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.