Poranek w Katowicach. Obok budynku z dużym napisem: „Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety” przy ulicy Warszawskiej gromadzi się spora grupa mężczyzn. To ci, do których siostry wyciągają ręce z chlebem, herbatą, zupą...
- Jak zostanie mi więcej mleka, gotuję im grysik, bardzo go lubią - mówi s. Lucjana. - Przez 46 lat byłam pielęgniarką. Ale kocham tych biednych tak samo jak chorych.
Przychodzą uzależnieni, bezrobotni, bezdomni z kanałów, eksmitowani z mieszkań, ci, którym nie starcza emerytury... - Dużo jest młodych. Kobiety też. I dzieci. Mówię tylko, że pijany nie śmie wejść - podkreśla stanowczo s. Lucjana. Dwie setki podopiecznych. Najwięcej w soboty i niedziele - wtedy nawet 260 osób. - Mamy dobrodzieja z piekarni, płacimy tylko za część pieczywa, inaczej nie dałybyśmy rady - mówią siostry. - Chleb jest ze smalcem, z pasztetową, czasem z kiełbasą. Dotacji z miasta nie mamy. Ile chlebów kroimy codziennie? Pięć, sześć pojem-ników, ale na bochenki? Nie liczymy...
Siostry wydają posiłki codziennie między 8.30 a 10.30. Zupy też nie liczą i nie byłoby wiadomo, ile litrów „schodzi”, gdyby nie... pan Tolek. On wie, że zupy wydaje się od 60 do 100 litrów dziennie, bo sam dźwiga wielkie garnki. Jest jednym z podopiecznych elżbietanek, zrozumiał jednak, że siostry to słabe kobiety poświęcone Panu Bogu, dlatego trzeba za nie wziąć do ręki miotłę, a czasem stanąć w ich obronie. Zdarza się, niestety, że ktoś zapomni się i niegrzecznie odezwie do siostry. Na to nie może pozwolić! Kiedyś nazywano je Szarymi Siostrami - od koloru habitu. Potem nazwa się zmieniła. Życie elżbietanek nie jest zresztą ani trochę szare.
Charyzmat ich założycielek - opieka nad chorymi i biednymi - stopniowo rozszerzał się: siostry są katechetkami, przedszkolankami, kancelistkami, zakrystiankami; niektóre wyjeżdżają na misje. W archidiecezji katowickiej o ich nieocenionej posłudze mógłby długo opowiadać niejeden proboszcz i niejeden rodzic. S. Estera kieruje niepublicznym przedszkolem w Rudzie Śląskiej Orzegowie i prowadzi w nim grupę „maluszków”. - Szybciutko, ustawiamy się jeden za drugim i robimy pociąg - nawołuje łagodny głos siostry. - Trzymaj, Oskarku, Seweryna. Nie płacz, Tesiu, już dobrze. Pociąg jedzie do łazienki. Myjemy rączki, raz, dwa, trzy!
Przedszkole po wojnie przez 40 lat było państwowe. Kiedy siostry je odzyskały, wszystko było zdewastowane. Dzięki wielkiemu wysiłkowi udało się przeprowadzić kapitalny remont placówki. Siostry wymodliły też personel. - Mamy sześć pań, pełnych radości, pomysłów i Bożego ducha! - mówią z dumą. Siostra Dyrektor pokazuje dom, kaplicę, opowiada o dzieciach i życzliwych rodzicach, dzięki którym wychodzi na przykład gazetka - „Skrzaty św. Elżbiety”. Ileż inicjatyw, imprez, wyjazdów, nawet do opery! Albo na dworzec kolejowy; nie wszyscy go widzieli! Są też sukcesy - bo orzegowskie dzieci zdobywają laury na różnych konkursach. Siostrze Esterze powierzono jeszcze jedną ważną funkcję - przełożonej domu. Cieszy się ze swej siostrzanej wspólnoty. - Wszystkie bardzo lubimy się śmiać - zaznacza.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.