Fascynujący temat powołania. Od razu sprecyzujmy, że tym razem idzie o szczególne powołanie. Będące konsekracją – poświęceniem przez sakrament kapłaństwa, czy też ślubowanie rad ewangelicznych. Tyle już o nim napisano i powiedziano, że wydaje się iż nie można więcej. Powołanie to jednak rzeczywistość wywierająca przecież wpływ na kształt codziennego życia podejmujących tę drogę.
Ba! Nawet radykalnie zmieniająca ten kształt. Zatem jak żywy jest świat ludzkiego przeżywania codzienności, tak też intensywnie żywe jest i powinno być powołanie. Osoba powołana doświadcza przecież życiowej wędrówki we wszystkich jej odcieniach i na różnych płaszczyznach. W tym kolorycie nie może zabraknąć i tego wymiaru, w którym mieści się niezwykły dar powołania. Powołanie nie może być przyjęte i realizowane, jeśli miałoby się toczyć niejako obok, czy też ponad ludzką codziennością. Ono musi być w (!) niej. Nigdy zatem nie będzie dość opisywania owego misterium wejścia Boga w dzieje pojedynczego człowieka i całej ludzkości, do i dla której dar powołania został dany. Każde z takich nowych opracowań nie rości sobie przecież prawa do definitywnych określeń wyczerpujących raz na zawsze wszystkie aspekty życia przemienionego przez dar powołania. O ile bowiem w ogólnym rozrachunku pojawia się pewien schematyzm – tożsamość Celu, o tyle w indywidualnym realizowaniu już nie da się wprowadzić szablonu. Wszystko zatem co o powołaniu zostało lub zostanie powiedziane, wnosi świeżość osobistego spojrzenia, wpasowując się jako kolejny element mozaiki tworzącej mieniący się różnymi barwami obraz człowieczego życia naznaczonego łaską powołania.
Dokładając swój kamyczek to tego ogródka, chcę zwrócić uwagę Czytelnika na ten aspekt powołania, który pozostaje niezmienną istotą dzieła zbawienia, w którego to „dopełnianie” (zob. Kol 1,24) włączony jest powołany.
„Uczeń nie przewyższa nauczyciela...” (Łk 6,40)
Przyglądając się postaciom biblijnym, wybieranym i powoływanym przez Boga do spełniania szczególnych misji wobec i dla Ludu Bożego, wyraźnie widać narastający dramatyzm drogi człowieka wezwanego. Przyciągany zrazu łagodnie, powoli aczkolwiek bardzo pieczołowicie kształtowany i przygotowywany, doprowadzony zostaje do szczytu w podążaniu za Powołującym.
Od razu z całą mocą powiedzieć trzeba, że nie ma w tym żadnej podstępnej pułapki. Bóg nie zwodzi człowieka. Nie mami obietnicami, by potem dopiero nagle postawić go przed dramatem. Wręcz przeciwnie. Jasno ukazuje cel i nie mówi że będzie miło, łatwo i przyjemnie. Późniejsze tłumaczenia że się nie wiedziało iż to wymaga od człowieka dramatu ofiary i to nawet w jej szczytowych formach jeśli trzeba, to tylko zasłona dymna przed oskarżeniem o zdradę. Zwyczajna infantylna ucieczka przed odpowiedzialnością. Bóg wybrał taką właśnie drogę zbawienia człowieka i świata. A ponieważ Zbawienie to Jego darmowy dar, On sam też decyduje o sposobach realizowania. Zatem wejście na drogę powołania zapoczątkowane jest zgodą na przyjęcie Bożego, nie zaś ludzkiego planu zbawienia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.