Święta naszych misjonarzy w Afryce i Papui Nowej Gwinei.
W noc wigilijną 1981 r. we Wrocławiu w pewnej szopie naprawdę rodził się Bóg. Drewniany barak stał się stajenką – pełną serca, choć mizerną i lichą. Nie zawsze cichą.
Bycie chrześcijaninem może dla nich oznaczać prześladowania. Mimo wszystko o swojej wierze w Boga świadczą... śpiewająco.
Pod żadnym pozorem nie dziękuj, na Wigilię przygotuj szampana oraz petardy i uważaj na prawdziwych macho. To tylko kilka z rad przed podrożą do Argentyny.
– Kiedyś to dopiero była bieda, ale nikt nie narzekał. Święta też obchodziło się skromniej, ale radośniej – mówi z nostalgią 76-letnia Urszula Skołyszewska.
Opór władz, ścierające się wizje pomocy ubogim, rozlatujący się barak. Organizacja, mająca dziś blisko 70 kół w całej Polsce, rodziła się 35 lat temu we Wrocławiu w tyglu doświadczeń.
Ten zakonnik odprawia msze święte, siedząc na wózku inwalidzkim. Mnóstwo chorych i niepełnosprawnych chce spowiadać się właśnie u niego.
Antoni Tercha widział szczęście w oczach Bin Ladena. A Piotr Mikołaszek, siedząc na schodach przy pustej butelce, zapytał Pana Boga, czy jest Mu jeszcze do czegoś potrzebny.
Nie ma pokoju bez Boga i Jego łaski. Ten związek jest ważny, gdy oczekujemy pokoju także w naszej ojczyźnie - podkreślił kard. Kazimierz Nycz podczas Mszy św. pasterskiej odprawionej w kościele Wniebowstąpienia Pańskiego na stołecznym Ursynowie.
Ta postać nie pasuje do łzawych, cukierkowych żywotów świętych.