Korzeniem klęski człowieka nie są argumenty, ale ich brak.
Odwiedził mnie przed dwoma tygodniami kolega ze szkolnej ławy. A było tak: przed kościołem czekał mężczyzna w średnim wieku. Rozmowę zaczął od pytania. Pamiętasz mnie? Skąd mogłem pamiętać, skoro moje szare komórki zapisały szczupłego młodzieńca z kruczymi włosami, a tu pan z lekka podtatusiały, z siwizną na skroniach. Czas zrobił swoje. Wystarczyło jednak kilka słów, by odżyły wspomnienia.
Na lekcjach polskiego siedzieliśmy w pierwszym rzędzie. Duży Piotrek, mały Piotrek. Jasiu, Zbyszek. Krzysiek i ja. Gdy wyczerpał się materiał podręcznikowy zaczynała się dyskusja. To był niemal rytuał. Mały Piotrek pytał dużego Piotrka: jakie jest twoje zdanie, bo ja jestem przeciw. I wtedy zaczynało się dziać. Umysły rozpalały się do czerwoności, sypały argumenty. Nad wszystkim panowała dumna jak paw wychowawczyni. Dumna nie wyniosłością nauczycielskiego stanu, ale inteligencją swoich uczniów. Pomyśleć, że w tamtym czasie jeszcze nikt nie słyszał o burzy mózgów jako metodzie pobudzania uczniów do intelektualnego wysiłku.
Ktoś powie, że to była, jak na lata siedemdziesiąte, super nowoczesna szkoła. Ależ skąd! To była szkoła rodem ze średniowiecza. Przy czym ów średniowieczny rodowód podkreślały nie tyle tarcze i mundurki, co właśnie zgoda na stawianie pytań i szukanie nań odpowiedzi. Zdziwienie? Uzasadnione, jeśli o średniowieczu myślimy przez pryzmat utrwalanych w wielu środowiskach klisz i sloganów. Wystarczy jednak sięgnąć do paru podręczników, by zobaczyć stojącego na katedrze filozofa lub teologa, proszącego część słuchaczy o wymyślanie nowych herezji tylko po to, by druga część mogła znaleźć argumenty obalające błędy. Te średniowieczne spory krążyły nie tylko wokół prawd wiary. Jean Leclerc, w kapitalnej pracy „Miłość Boga a pragnienie nauki”, pisze o dylematach ówczesnych mnichów, związanych z lekturą Owidiusza. „Jedni byli za, drudzy przeciw, a jedni i drudzy namiętnie go czytali.” Mnisi pochyleni nad starożytną poezją, w dodatku namiętnie o niej dyskutujący? To się w głowie nie mieści. Przecież oni powinni psalmy odmawiać i Pana Jezusa adorować. Owszem, z pewnością tego nie zaniedbywali. Co nie znaczy, że mieli zaniedbywać to wszystko, co pomagało kult uczynić jeszcze piękniejszym, a ducha bardziej wrażliwym. To właśnie dzięki temu bogactwu potrafili godzinami rozmawiać o tym, o czym my nie potrafimy rozmawiać przez minutę.
Wracając do szkolnej ławki. Nikt z nas, młodych chłopaków siedzących w pierwszym rzędzie, nie przypuszczał, że zgoda nauczycielki na odważne dyskusje zaprowadzi nas tak daleko. Z takim zapleczem nie musieliśmy bać się świata, w jaki wkraczaliśmy. Po latach z dumą możemy powiedzieć, że nikt z nas nie jest życiowym rozbitkiem. Bo korzeniem klęski człowieka nie są argumenty, ale ich brak.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.