Parę słów o książce Adrenne von Speyr "Spowiedź"
Przy wyznawaniu grzechów nie wdawać się w niepotrzebne szczegóły. Mówić tylko same grzechy, te rzeczywiście po- pełnione. Rzadko tylko: „Nie wiem, czy to lub tamto było grzechem”. Po dostatecznie długim zastanowieniu się, można by z pewnością znaleźć usprawiedliwienie dla większości grzechów. lepiej jednak zdać się na bezpośredni głos su- mienia i spokojnie się oskarżyć. A jeśli pod rozgrzeszenie zostało poddane coś, co nie obciążyło bardzo krzyża Pana – tym lepiej. Przy słuchaniu spowiedzi trudno jest wytrzymać, kiedy penitent ciągle się sam rozgrzesza. Oczywiście, nie powinien się oskarżać z tego, czego za grzech nie uwa- ża; byłoby to faryzeizmem. Ale też nie owijać w bawełnę. I nie zamieniać ról spowiednika i penitenta. Bardzo licz- ni spowiadają się tak, jakby nic nie wiedzieli o łasce. Ła- ska spowiedzi jest zupełnie szczególna, specyficzna i niepowtarzalna; od człowieka wymaga tylko właściwej postawy wobec grzechu: postawy prawdy, niemożliwej bez skruchy i wiary.
Tylko w wierze penitent może dosłyszeć głos Ducha i dać nań stosowną odpowiedź. Osobistą, taką, jakiej się od nie- go oczekuje. Łaska spowiedzi nie dotyczy bowiem jakiegoś bliżej nieokreślonego grzesznika, lecz mnie. Podlega personalizacji w tym samym stopniu, co grzesznik. gdy żona pyta męża: Mogę ci pomóc? – wtedy wskazuje mu, gdzie jest, a zarazem wyraża gotowość przyjęcia każdej jednej odpowiedzi. Swoim pytaniem wprawia męża w określony na- strój, ale daje tym samym znak, że chce się dostosować do jego nastroju. Przy spowiedzi tym pytającym jest penitent, ale „nastrój” Boga ma charakter obiektywny i spowiadający się musi go poznać: zrozumieć mianowicie, co Bóg chce mu odpowiedzieć. „Obiektywny” – nie znaczy jednak bezbarwny i bezosobowy. Spowiadający się w dobie Nowego Przymierza nazbyt łatwo zapomina o tym, że Bóg słusznie się gniewa na grzesznika, i dlatego często nie rozumie, na czym polega nieskończone Boże miłosierdzie. Nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo Bóg czeka ze swym przebaczeniem, aż grzesznik zwróci się do Niego – mimo iż Jego łaska uprzedza wszelkie nawrócenia. Ten powrót ma się wyrazić w pełnym skruchy wyznaniu grzechów, które jest czymś zupełnie innym niż nakaz prawa kościelnego. Jest to nowotestamentowa, wzorowana na postawie Ukrzyżowanego, odpowiedź dana Bogu. Możliwość udzielenia jej w wyznaniu grzechów stanowi wielką łaskę i nie należy o tym zapominać. gdy kogoś kochamy, staramy się we wszystkim wychodzić naprzeciw jego oczekiwaniom, tak żeby i on mógł się dostosować do naszych. W stosunku do Boga natomiast o nic się już nie staramy; nie stajemy na wysokości zadania w owym wzajemnym odniesieniu, które łaska zakłada, a zarazem stwarza. gdy jeden przyjaciel zaprasza drugiego na wy- cieczkę, pyta, czy mu to odpowiada, czy ma czas, czy nie jest zbyt zmęczony. I czeka na jego odpowiedź, by się do- stosować do sytuacji. Również Bóg ma zawsze wobec nas jakieś plany i chciałby się od nas dowiedzieć – nie w oparciu o swoją wszechwiedzę, lecz dzięki naszemu otwarciu – jak z nami jest. A otwierający się powinien okazać zdolność zrozumienia tego, co Bóg względem niego zamierza. Ducha Bożego może pojąć wtedy tylko, gdy Ten odpowiada na prawdę jego wyznania grzechów. gdy ktoś się spowiada: „Przez ostatnie dwa tygodnie źle się odnosiłem do swoich domowników. I nic więcej” – spowiednik wyczuje, że z jego wyznaniem jest coś nie w porządku, ale nie ma możności go zmienić. Powie kilka słów, związanych z wyznanymi grzechami, ale zakończy z poczuciem chybienia celu. Duch, który by chciał mówić przez niego, nie przenika za pośrednictwem wyznania serca penitenta.
Bóg uwrażliwił człowieka na grzech. Ta wrażliwość może jednak ulec stępieniu; człowiek przestaje się wówczas przejmować grzechem, popełnia go jakby ze spokojnym sumieniem, ucieka przed wyrzutami. gdy natomiast inni czynią coś złego, odczuwa to jako zło; ucieka jedynie przed własną winą. W ludziach tkwi zazwyczaj jakaś zadra, przypominająca im ich winę i dlatego odczuwają potrzebę oczyszczenia, a jeśli nie znają spowiedzi, próbują wyznać cokolwiek i komukolwiek. Ale to ich wyznanie nigdy nie może się za- kończyć. Obracają się w miejscu i potrafią się tak zagubić, że nie są już w stanie odróżnić tego, co istotne, od nieistotnego, własnego od cudzego. Nie udaje się ten jednorazowy skok.
Spowiedź jest czymś jednorazowym. Dla grzesznika oznacza szczęśliwe, jednoznaczne zakończenie. Kładzie kres kręceniu się w miejscu. Ta jednoznaczność ma jednak swe źródło nie w spowiadającym się grzeszniku, lecz w Panu – to On daje ją w darze swemu Kościołowi.
Po trzykroć Pan zapytuje ucznia, który się go zaparł: Szymonie, kochasz Mnie? Pyta go jako ktoś stojący wobec trzy- kroć powtórzonego grzechu. Ale może go też pytać w imię trójjedynego Boga, którego wspólnotowa natura w Nim się wyraża, gdy staje naprzeciwko jednego grzesznika. Jego jedność z Ojcem i Duchem nie ma w sobie nic z chaosu; to wspólnota trzech Osób, istniejących w jednej naturze. Ten sam Pan może się ukazywać raz jako Syn Jednorodzony, a kiedy indziej jako Objawiający trójjedyne życie.
Grzesznik Piotr staje w ten sposób w obliczu nieskończenie tajemniczej, nieprzeniknionej dlań jednoznaczności. Słyszy skierowane do siebie pytanie i musi się zadowolić takim, z jakim trójjedyny Bóg chce się do niego zwrócić. W Pio- trze zawarci jesteśmy wszyscy – grzeszący i spowiadający się. Spowiedź nie została złożona w nasze ręce, nie odbywa się zgodnie z naszym tylko upodobaniem; od nas oczekuje się odpowiedzi. I nie możemy z góry wiedzieć, na jakie pytania. Nie ma dwóch jednakowych scen, w których Jezus występuje z grzesznikiem lub grzesznicą. Pan prowadzi. Kładzie rękę na to i tamto. Nie narzuca rygorystycznie przebiegu spowiedzi, ale reprezentuje zawsze żywego, trój- jedynego Boga. Może się ściśle trzymać litery, ale może też ją pominąć i zaakcentować ducha. grzesznicę w świątyni traktuje zupełnie inaczej niż Samarytankę czy niewierne- go Tomasza. gdy idziemy do spowiedzi, powinniśmy po- stawić sobie pytanie: co ja właściwie chcę uczynić? Trzeba też sobie przypomnieć, w jaki sposób Pan ustanowił spowiedź i jaką za to zapłacił cenę. Jest ona darem dla każde- go grzesznika, ale przede wszystkim dla całego Kościoła. Dlatego spowiadamy się jako członkowie Kościoła-społeczności. I ta społeczność ma nam towarzyszyć w spowiedzi, w swoją spowiedź mamy ją włączać.
Jakąś cząstką tej swobody Pan obdarza też sakramentalną spowiedź: pozostając w ramach instytucji, staje się ona wy- darzeniem między osobami. Kapłan słucha spowiedzi, ale może ją przerywać pytaniami, skierować jej bieg na inne tory. Czyni to w Duchu Świętym, który każdej spowiedzi daje tajemniczą, a ostatecznie trynitarną jedność elementu instytucjonalnego i osobowego. grzesznik zaczyna spowiedź zgodnie z tym, co sobie przygotował. Może się zdarzyć, że ta konstrukcja runie, że wzywająca go łaska przybierze odmienne od oczekiwanego oblicze, inaczej go pociągnie, niż to sobie wyobrażał. Dopóki nie otrzyma rozgrzeszenia, pozostaje tym wyznającym, który ma nie tyl- ko mówić, ale i stawiać pytania i odpowiadać. Nie do niego należy dyrygowanie. Może się zdarzyć, że w trakcie rozmowy straci wątek i orientację – tym lepiej! To, co chciał wyłożyć jakby na talerz, teraz mu się wydaje jakieś obce; przemieszczają się akcenty, tematy trzeba inaczej przed- stawić, a bywa też tak, że wydają się one całkowicie niewyrażalne. W chwili opuszczania konfesjonału rozgrzeszony ma zupełnie nowe doświadczenie swego grzechu. Zostaje w nie włączone również to, co sobie zaplanował, ale w zmodyfikowanej postaci, tak że to doświadczenie jest czymś innym, bogatszym. Wraz z nim zyskał też życiowe doświadczenie Kościoła, zarówno jego subiektywnego, jak też obiektywne- go wymiaru, danej mu jedności elementu instytucjonalnego i osobowego. Nowe doświadczenie natury sakramentalności, w którym elementy określone raz na zawsze przemieszane są z tym, co nigdy takie być nie powinno. Szczęście to dla grzesznego człowieka, iż może się zanurzyć w ten Boży dar, gdyż on sam nie potrafi siebie pojąć i w słowach wyrazić – tak samo, jak nie może tego uczynić wobec Boga.
Nieco się wolnością zachłysnęliśmy i zapomnieliśmy, że o wolność trzeba dbać.
Abp Paul Richard Gallagher mówił o charakterystyce watykańskiej dyplomacji.