Tragedia izraelskich cywilów napadniętych przez Hamas ma długotrwałe skutki.
Ok. 20 dzieci porwanych z Izraela 7 października pozostaje przetrzymywanych przez Hamas w Strefie Gazy. Lista reszty zakładników znanych z imienia liczy ponad 200 osób. Są to także całe rodziny. W trakcie ataku, którego bolesne skutki pozostają odczuwalne, ponieważ większość porwanych jeszcze nie wróciła, zabito ludzi we wspólnotach rolniczych, zrabowano i zniszczono domy mieszkalne.
Historię tamtego dnia opowiada Radiu Watykańskiemu Daniel Lanternari, mąż i ojciec trójki dzieci żyjący w kibucu Nir Yitzhak. Jak podkreśla, „Palestyńczycy to nie Hamas, a Hamas to nie Palestyńczycy”, więc ma jakąś nadzieję na pokój. Zauważa jednak, jak traumy psychiczne utrzymają się jeszcze przez długi czas. Wspomina moment, kiedy wraz z rodziną nad ranem uciekli do schronu w swoim domu z powodu alarmu powietrznego. Tym razem, mówi, ostrzał trwał dłużej.
„Kiedy trochę się uspokoiło, zabrałem starszego syna do łazienki i przez okno zobaczyłem ok. 15 terrorystów, którzy wkroczyli od strony wejścia do kibucu, a nie od strony Strefy Gazy. Nikt nie spodziewał się, że napastnicy przyjadą samochodami, najwyżej, że przyjdą pieszo i z kierunku na Gazę. Zamiast tego wjechali prosto przez bramę kibucu, przy której znajduje się mój dom... Stałem jak wryty i obserwowałem ich, bo nie mogłem uwierzyć, iż to się dzieje naprawdę. Dopiero kiedy zaczęli dziurawić nasze domy, strzelając z kałasznikowów, jakbym się ocknął ze snu, wyrwał z oglądanego filmu. Nie przyjmowałem wcześniej do wiadomości, że widzę coś takiego tuż przed swoim domem, 15 m od niego – zaznacza Daniel Lanternari. – Natychmiast pobiegliśmy z powrotem do naszego schronu, zamknęliśmy wszystko, nawet metalowe okno i drzwi, aby nikt nie mógł się tam dostać. Od razu ostrzegliśmy naszych przyjaciół z sąsiedztwa, by wszystko zamknęli – moją sąsiadkę samą z dwójką dwuletnich bliźniaków… To ją uratowało, ponieważ momentalnie przyszli do naszych domów i zaczęli strzelać. Wrzucili nawet granat ręczny do jej sypialni. Próbowali też otworzyć nasze metalowe okno. Uspokajałem moje dzieci, mówiąc, iż wszystko w porządku, znajdujemy się w naszym schronie, ale w środku pozostawałem jakby zmrożony. Wiedziałem, że jeśli otworzyłbym wcześniej okno, to byłby już koniec.“
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.